W niedzielę podczas spotkania z mieszkańcami Sopotu lider PO Donald Tusk ogłosił, że na liście Koalicji Obywatelskiej do Sejmu w woj. świętokrzyskim z ostatniej pozycji wystartuje Roman Giertych.

Dziennikarze przypomnieli w poniedziałek w Sejmie Borysowi Budce, że na listach KO miało nie być osób, które nie zgadzają się na nowe przepisy aborcyjne, które proponuje Platforma Obywatelska. Chodzi o możliwość dokonania aborcji do 12 tygodnia ciąży.

"Jestem przekonany, że do czasu rejestracji list będzie jasna deklaracja. Donald Tusk wyraźnie mówił rok temu, że na liście nie będzie osób, które nie zgadzają się na prawo wyboru kobiety, (...) które nie są w stanie w jakiś sposób wpisać się w program Koalicji" - odpowiedział szef klubu KO.

Zapewnił, że przed ostateczną rejestracją list wyborczych w PKW "z pewnością każdy kandydat będzie musiał złożyć odpowiednią deklarację, jeśli takiej nie złoży, nie będzie na liście".

Do startu Romana Giertycha z list KO do Sejmu odniósł się w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki podczas transmisji live w mediach społecznościowych. Ocenił, że jest to "kolejna ciekawostka" po Andrzeju Rozenku, Bogusławie Wołoszańskim i Michale Kołodziejczaku.

"Ciekawe, jak (Giertych - PAP) pogodzi swoje poglądy o ochronie życia od poczęcia z tym, co powiedział Tusk, że nie znajdzie się na listach nikt, kto nie zgodzi się na aborcję do któregoś, chyba do 12 tygodnia ciąży" – powiedział premier Morawiecki.

Rok temu podczas Campusu Polska Przyszłości Donald Tusk zapowiedział, że pierwszego dnia po wygranych wyborach jego ugrupowanie zaproponuje Sejmowi ustawę zakładającą, że aborcja do 12 tygodnia będzie wyłącznie decyzją kobiety. Później pytany przez dziennikarzy o tę kwestię w kontekście budowania przyszłych list wyborczych lider PO zadeklarował, że "to kobieta powinna podejmować w pierwszym rzędzie decyzje o swoim macierzyństwie, o ciąży, a nie działacz partyjny PiS-u czy biskup". "Dlatego będę oczekiwał od każdego, kto będzie chciał kandydować z Platformy Obywatelskiej, niezależnie od tego, jak szeroka to będzie lista, aby respektował przyjęte na siebie zobowiązania" – podkreślił Tusk.

Start Giertycha z list KO skomentowali dla portalu Interia politycy Platformy. Cezary Grabarczyk ocenił, że w tym jednym przypadku ludzie wybaczą odstępstwo od deklaracji Tuska ws. osób na listach wyborczych.

Michał Jaros, który zasiada w zarządzie krajowym, a jednocześnie rządzi w szeregach wrocławskiej Platformy powiedział portalowi, że to nie on rekomendował Romana Giertycha.

Jak czytamy na Interii, Tomasz Lenz, członek zarządu, poseł, a obecnie kandydat do Senatu, nie chciał zdradzić, dlaczego Donald Tusk zdecydował się na byłego szefa Ligi Polskich Rodzin kosztem własnej obietnicy. Przywołał jedynie słowa przewodniczącego, które padły podczas wiecu w Sopocie. "Jarosław Kaczyński otrzyma przeciwnika, który zada mu wiele trudnych pytań. To tak naprawdę potyczka jeden na jeden. Ciekawy pomysł, żeby prezes zmierzył się ze swoim wicepremierem. Roman Giertych zna go lepiej, niż on sam myśli. Zobaczymy, co z tego wyniknie" - powiedział Lenz.

Małgorzata Kidawa-Błońska wyjaśniła, że aby Platforma mogła zmienić prawo aborcyjne, musi wygrać wybory. "Dlatego Donald Tusk przyjął różne osoby na nasze listy. Nie wszyscy w stu procentach zgadzają się z naszymi poglądami, ale mogą pomóc nam pokonać PiS" - powiedziała.