Do II etapu zakwalifikowało się 45 uczestników z 14 krajów, m.in. 9 z Polski, 8 z Japonii, 7 z Chin, 5 z Włoch. Z Polski są to: Piotr Alexewicz, Adam Kałduński, Mateusz Krzyżowski, Jakub Kuszlik, Szymon Nehring,  Viet Trung Nguyen (Wietnam/Polska), Kamil Pacholec, Marcin Wieczorek, Andrzej Wierciński.

Wśród tej szczęśliwej dziewiątki jest dwóch pianistów z Małopolski, z Krakowa. To Jakub Kuszlik, który obecnie kształci się pod kierunkiem Katarzyny Popowej-Zydroń w Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. Ten wyjątkowo utalentowany artysta ma już za sobą kilka prestiżowych występów, ponadto jest laureatem II nagrody na konkursach:  im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy i w Hilton Head oraz III nagrody na konkursie „Top of the World” w Tromso.

Drugim krakowskim pianistą jest Szymon Nehring, który sześć lat temu na Konkursie Chopinowskim był najlepszym Polakiem i dotarł aż do finału. Studiował pod kierunkiem Olgi Łazarskiej i Stefana Wojtasa w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy,  gdzie nadal kształci się u Katarzyny Popowej-Zydroń, oraz u Borisa Bermana w Yale School of Music. Cztery lata temu otrzymał I nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Artura Rubinsteina w Tel Awiwie. Koncertował już w wielu krajach. Do tej pory ukazało się 5 płyt z jego udziałem, a debiut nagraniowy z muzyką polskich kompozytorów otrzymał Fryderyka i nagrodę Supersonic magazynu „Pizzicato”.

Występ w II etapie Konkursu Chopinowskiego  to już półrecital. Pianiści wykonują 40-minutowy program, na który składają się utwory wybrane z listy. Są to m.in.: ballady, walce, polonezy, scherza, fantazja. Utwory zostały ułożone w grupy, spośród których trzeba wybrać po jednym, tak aby się nie pokrywały z I etapem i aby nie przekroczyć czasu prezentacji. Już układanie repertuaru jest trudną sztuką, ale niektórzy robią to wyśmienicie i z dużym wyczuciem.

Pierwszy werdykt okazał się dla jurorów sporym problemem. Bo jak mówiła ze smutkiem Katarzyna Popowa-Zydroń, przewodnicząca jury „poziom konkursu jest tak wysoki, że trudno było się rozstać po I etapie z wieloma świetnymi artystami”. Być może ten poziom spowodowała pandemia a właściwie dodatkowy czas,  jaki mieli pianiści na przygotowanie się do konkursu. Bo przypomnijmy, że konkurs odbywa się z rocznym opóźnieniem, co związane było z sytuacją epidemiczną.

I tak do II etapu jury przepuściło o pięcioro więcej artystów, niż sugeruje regulamin. Jak wynikało z ocen, można było zaprosić do dalszej gry albo 39 pianistów, albo 45. Jury zdecydowało się, aby w II etapie zagrało jednak więcej młodych, dając w tej sposób szansę większej grupie pianistów.
Ciekawy jest  sposób oceny jurorów, którzy punktują na tak, lub nie. Czyli przy każdym pianiście decydują czy chcą go posłuchać w kolejnym etapie. Oczywiście jurorzy stawiają jeszcze tzw. małe punkty, ale one są brane pod uwagę, albo w spornych kwestiach, albo pod koniec konkursu, gdzie liczona jest suma punktów ze wszystkich etapów.

Przypomnijmy, że w I etapie, wystąpiło 87 pianistów. Przesłuchania trwały w sumie  5 dni. Każdy uczestnik wykonał  20-minutowy program, na który złożyły się nokturny, ballady, etiudy, scherza, do wyboru z podanej listy i według własnej kolejności. Jak podano na stronie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina – organizatora konkursu – najczęściej wykonywanymi kompozycjami, były Ballada f-moll op. 52 i Etiuda gis-moll op. 25 nr 6 – każdą z nich zagrano aż 18 razy! Natomiast najmniej, bo tylko po 2 razy zabrzmiało w I etapie Scherzo h-moll op. 20 i Etiuda es-moll op. 10 nr 6. Zupełnie inaczej było sześć lat temu. Wówczas uczestnicy najchętniej wybierali Etiudę F-dur op. 10 nr 8 (19 pianistów), Etiudę a-moll op. 25 nr 11 (18 pianistów) oraz Nokturn Des-dur op. 27 nr 2 (17 pianistów).

Mnie zabrakło w II etapie Aleksandry Świgut, z Nowego Sącza, absolwentki Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie Piotra Palecznego oraz Akademii Muzycznej w Katowicach, którą ukończyła pod kierunkiem Wojciecha Świtały i Marii Szwajger-Kułakowskiej (także w Katowicach studiowała grę na fortepianie historycznym u Katarzyny Drogosz). Była pewniakiem, zagrała przepięknie. Po ogłoszeniu werdyktu jeszcze raz przesłuchałam jej występ i trudno mi pojąć jak grając tak perfekcyjnie, można odpaść z konkursu.  Jeżeli pianiści tej klasy nie przechodzą do II etapu, to zaczęłam rozumieć smutek przewodniczącej jury.

Zabrakło mi też Aleksandry Hortensji Dąbek, obecnie doktorantki Akademii Muzycznej w Krakowie będącej pod opieką Marka Szlezera, absolwentki tej uczelni w klasie fortepianu Ewy Bukojemskiej. Artystka występowała już recitalami solowymi i z orkiestrą m.in. w Polsce, Singapurze, Kanadzie, Niemczech, Hiszpanii, we Francji, na Węgrzech, w Stanach Zjednoczonych i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Trzy lata temu ukazała się jej debiutancka płyta z dziełami Fryderyka Chopina i Roberta Schumanna. Młoda, urocza i bardzo zdolna pianistka pięknie podziękowała na FB tym, którzy ją wspierali – pokazała tym wielką klasę.

I jeszcze refleksja konkursowa. Jestem pełna podziwu dla sposobu relacjonowania konkursu.  Wiemy praktycznie wszystko, co dzieje się w Filharmonii Narodowej, gdzie rozgrywa się konkurs. Strona internetowa jest wspaniale prowadzona, wszystkie media społecznościowe relacjonują ten turniej niemal cały czas. Filmiki, zdjęcia, relacje, wypowiedzi, informacje, transmisje, można śledzić przebieg konkursu poprzez aplikacje na telefonie, przez FB, IG oraz przez kanał YouTube (około 280 tys. subskrypcji). Wychodzi także gazeta w wersji papierowej „Kurier Chopinowski”, którego numery w elektronicznej odmianie można ściągnąć ze strony. Takiego szaleństwa chopinowskiego jeszcze nie było. Śledząc to wszystko, można poczuć się jak na konkursie, posmakować tych emocji, tego zdenerwowania.

I tylko pianistów mi żal, bo trudno przetrwać ten Chopin reality show. Kamery towarzyszą artystom niemal na każdym kroku. Artyści ćwiczą, przygotowują się do występu, czekają na wejście na estradę, są przerażeni, zamyśleni a my przyglądamy im się, patrzymy, jak wygląda ich zdenerwowanie. Kamera rejestruje ich każdą niepewność, każde zawahanie.  A potem oglądamy ich występ, filmowany z wielu stron. Po ukłonach towarzyszymy im, jak schodzą z estrady. Jedni zadowoleni, inni niemal w szoku, spoceni, ocierają czoło na oczach wielu tysięcy oglądających. Zero prywatności, zero intymności.  Trzeba mieć siłę, by grać w takich warunkach i realizować swój plan.

Tej siły wszystkim artystom życzę!

Fot. A. Malatyńska-Stankiewicz