Lidia Grychtołówna mówiła zawsze, że mikrofon ją onieśmiela, że swoją energię czerpie z publiczności; że to właśnie słuchacze są jej niezbędni, aby się otworzyć. Dlatego też w swoim życiu odmawiała nagrań i jak sama podkreślała ma niewielki dorobek płytowy (nagrywała dla takich wytwórni jak m.in.: dla Polskich Nagrań, Deutsche Grammophon, czy Philipsa) . Ale pianistka zmieniła to podejście do grania bez publiczności, gdy znajomy jej zaproponował aby wykonywała recitale dla widzów zgromadzonych w Internecie. Zgodziła się, ale tylko z zastrzeżeniem, aby było to nie nagranie, a koncert na żywo. Bo przecież – jak wielokrotnie powtarza – adrenalina musi być.

I tak oto Lidia Grychtołówna stała się gwiazdą Internetu: kanału You Tube i Facebooka. Jej koncerty, ujęte w cyklu „Lidia Grychtołówna live from home” transmitowane w czasie pandemii stały się bardzo popularne i były szeroko komentowane. Pianistka wykonuje recitale trwające kilkadziesiąt minut, które transmitowane są z jej warszawskiego mieszkania, z salonu, gdzie gra na fortepianie marki Steinway & Sons Model „0” z 1926 roku. Ostatni recital odbył się miesiąc temu, 30 maja i był prezentacją muzyki Mozarta i Beethovena. Pianistka ten koncert poświęciła pamięci męża Janusza Ekierta, muzykologa, krytyka muzycznego, który zmarł pięć lat temu, 31 maja.

Znam Lidię Grychtołównę od zawsze, jako pianistkę, świetną interpretatorkę m.in. Schumanna, Liszta, Chopina, ale osobiście ją poznałam dopiero w 1995 roku, w Warszawie podczas Konkursu Chopinowskiego, gdzie zasiadła w jury. Zresztą jurorką w tym konkursie była 6-krotnie, co pięć lat od 1980 roku. Pamiętam emocje tego naszego pierwszego spotkania w 1995 roku. Wtedy Aleksiej Sułtanow – charyzmatyczny rosyjski pianista, ulubieniec publiczności (zresztą już nieżyjący; zmarł w wieku 36 lat po serii udarów) – nie otrzymał pierwszego miejsca, na co słuchacze bardzo liczyli. Sułtanow, któremu przyznano drugą nagrodę odmówił wystąpienia w koncercie laureatów. Atmosfera w kuluarach była gorąca. I pamiętam te rozmowy z Lidią Grychtołówną o pianistyce, o grze wbrew muzyce, o poszukiwaniu sedna podczas wykonywania utworów. Jako świetny pedagog powtarzała nam dziennikarzom to, co zawsze mówiła swoim uczniom: że w nutach jest wszystko zapisane, trzeba je tylko dobrze odczytać.

Muzyka była centrum jej życia od początku. Tę pasję zawdzięcza mamie, która świetnie grała. Jej pierwszym wspomnieniem muzycznym jest właśnie Chopin, wykonywany przez jej mamę. Był to Mazurek B-dur. Często przy okazji rozmów wspomina swój pierwszy występ. Miała wtedy zaledwie 4 lata i 8 miesięcy i zagrała w sali balowej hotelu w Rybniku. Wystąpili wówczas bracia Szafrankowie, skrzypek i pianista, a występ małej genialnej pianistki był częścią ich koncertu. Od razu polubiła estradę, a tłum na widowni w ogóle jej nie onieśmielił. Była tak zadowolona, że po skończeniu sama biła sobie brawo!

Miała wielkie szczęście do pedagogów: pierwszym była Wanda Chmielowska (absolwentka klasy Anny Jesipowej w Konserwatorium w Petersburgu), u której się uczyła od 6 roku do dyplomu w PWSM w Katowicach. Później był Zbigniew Drzewiecki pedagog legenda, Jan Hoffman, któremu wiele zawdzięcza i wreszcie Arturo Benedetti Michelangeli, u którego przez dwa lata w latach 50. studiowała. To on jej zwrócił uwagę, że oprócz sprawności i zwinności technicznej najważniejsza jest osobowość, że w grze trzeba być sobą. Nie musiał jej tego dwa razy powtarzać, bo jako „rogata dusza” i tak szła pod prąd, na przekór modom wykonawczym.

Jest laureatką czterech liczących się konkursów: w 1955 roku zdobyła VII nagrodę na V Konkursie Chopinowskim w Warszawie (co było dla niej rozczarowaniem, a Arturo Benedetti Michelangeli, który był wtedy w jury na znak protestu nie podpisał werdyktu); w 1956 - III nagrodę na I Konkursie Schumanna w Berlinie; w 1958 - nagrodę specjalną na Konkursie Busoniego w Bolzano, w 1959 – też nagrodę specjalna na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w Rio de Janeiro. Koncertowała prawie we wszystkich krajach Europy i Ameryki Południowej oraz w USA, Meksyku, na Kubie, w Australii, Tajlandii, Chinach i Japonii. Nie ograniczała się jedynie do Chopina, grała muzykę od baroku po klasyków XX wieku.

Słuchając jej internetowego recitalu z Mozartem i Beethovenem zauważyłam, że delektuje się dźwiękiem, frazą, harmonią. Prowadzi melodię z ogromnym wyczuciem i w tempie, w którym pozwala widzom na przeżywanie tej muzyki. Słuchając zastanawiałam się też jaka jest recepta Lidii Grychtołówny na życie. I chyba już wiem – to kwestia odpowiednich proporcji. Bo wiadomo, że muzyka jest dla niej najważniejsza, ale nie przesłania jej świata. Np. zabiera głos w sprawach ważnych. Na Facebooku sfotografowała się po szczepieniu przeciwko COVID-19. Apelowała także przeciw nienawiści, mówiąc rok temu na stronach portalu dla kobiet Ofeminin: „Jestem jedną z nielicznych, jeszcze żyjących osób, które przeżyły to całe piekło wojny i chciałam państwa prosić, żebyście byli wzajemnie do siebie nastawieni życzliwie i tolerancyjnie, dlatego że hejt i cała ta nienawiść bez powodu jest w skutkach bardzo niebezpieczna”.

Na równi z muzyką – co podkreślała wielokrotnie w wywiadach – ceni życie towarzyskie, ma wokół siebie wielu przyjaciół i bez przyjaciół nie wyobraża sobie życia.

Coś w tym jest… proporcje życia. Warto się nad tym zastanowić.

Pani Profesor, wszystkiego najlepszego!