W piątek w stolicy Czech biało-czerwoni już po trzech minutach przegrywali 0:2, a ostatecznie ulegli 1:3, strzelając honorowego gola w końcówce spotkania (Damian Szymański).

Podopieczni debiutującego w polskiej kadrze Fernando Santosa zaliczyli falstart, ale mogą pocieszać się, że wyjazdowy mecz z teoretycznie najsilniejszym rywalem mają już za sobą. W tej grupie są jeszcze niżej notowane Albania, Mołdawia i Wyspy Owcze, a na turniej finałowy w Niemczech awansują dwie drużyny.

Okazja do rehabilitacji nadarza się bardzo szybko - w poniedziałek w meczu z Albanią.

"Musimy być cały czas skoncentrowani. Jeśli spełnimy ten warunek, to mamy taką jakość gry, że powinniśmy sobie poradzić" - powiedział Santos.

Przyznał, że razem z drużyną nie może już się doczekać poniedziałkowego meczu i bardzo liczy na wsparcie kibiców. "Albańczycy, jesteście wspaniali, ale to my tutaj rządzimy" - zaznaczył Portugalczyk.

68-letni selekcjoner już w Pradze nie mógł skorzystać z Bartosza Bereszyńskiego i Kamila Piątkowskiego (wcześniej urazy wykluczyły m.in. Kamila Glika i Arkadiusza Milika), a na początku spotkania kontuzji doznał Matty Cash, który opuścił zgrupowanie.

Albańczycy też mają sporo problemów. Od wielu miesięcy kontuzję leczy ich najsłynniejszy obecnie piłkarz Armando Broja z Chelsea Londyn. Nie zagra także m.in. obrońca Ardian Ismajli z Empoli, a problemy zdrowotne ma też skuteczny napastnik Myrto Uzuni z Granady.

Albania w pierwszej kolejce grupy E pauzowała. Forma tego zespołu jest niewiadomą, również z tego powodu, że niedawno nowym selekcjonerem został Brazylijczyk Sylvinho.

Polska zmierzyła się z Albanią m.in. w eliminacjach mistrzostw świata 2022. U siebie biało-czerwoni wygrali aż 4:1, a na wyjeździe 1:0.

Łącznie oba zespoły grały ze sobą 13 razy. Polacy odnieśli dziewięć zwycięstw, trzykrotnie zremisowali i doznali tylko jednej porażki - 70 lat temu w Tiranie (0:2).