- Jest mi trudno powiedzieć, czym jest spowodowany tak długi okres między rozprawami. Na drugiej rozprawie dopuszczono dowody z opinii biegłego z zakresu pożarnictwa i biegłych z zakresu psychiatrii sądowej. Jeśli chodzi o tę pierwszą opinię, ona wpłynęła do sądu już w lutym 2020 roku - mówi rzecznik Sądu Okręgowego w Tarnowie, sędzia Tomasz Kozioł

Przez cały 2020 rok sąd miał kłopot ze znalezieniem biegłego psychiatry, który przebadałby chłopca oskarżonego o podpalenia w „hotelu pielęgniarek” przy szpitalu św. Łukasza w Tarnowie. W ostateczności specjalistę udało się znaleźć w Krakowie, a jego opinia wpłynęła do sądu na przełomie 2021/2022 roku. Po trzech latach postoju proces ma ruszyć z miejsca od 2 lutego. Będzie odbywał się za zamkniętymi drzwiami.

Gazeta Wyborcza, cytując ojca chłopca, poinformowała, że podczas pierwszego przesłuchania 13-latka, policjant kazał wyjść ojcu i przez jakiś czas przesłuchiwał chłopca sam na sam. To wtedy pod naporem funkcjonariusza miał się dla świętego spokoju przyznać do podpaleń. Nastolatek się jednak później z tego wycofał, twierdząc, że zostało to na nim wymuszone. Policja podkreślała wtedy, że wszystkie czynności, które przeprowadzała z 13-latkiem, odbywały się zgodnie z procedurami, w obecności jego ojca.

Do podpaleń w „hotelu pielęgniarek” doszło dwukrotnie w lutym oraz w kwietniu 2018 roku. Za każdym razem pożarem objętym były rzeczy zgromadzone na korytarzach: meble, wózek dziecięcy oraz lampy.

Tarnów: pożary w hotelu pielęgniarek to porachunki sąsiedzkie? Policja wyjaśnia sprawę

Piątek, 2018.02.23


Przez ostatnie lata w dwóch budynkach przy szpitalu św. Łukasza w Tarnowie mieszkały głównie osoby starsze oraz rodziny o niskich dochodach. W 2018 roku dyrekcja szpitala wezwała ich do znalezienia sobie nowego lokum. Jak wtedy tłumaczono, budynki są w złym stanie technicznym. Szpital podkreślał, że chce wystąpić o dotacje na ich remont i przeznaczyć je do pierwotnego celu, jako hotel dla pielęgniarek, ale też np. dla szkoły rodzenia.  

Mieszkańcy nie chcieli się jednak wyprowadzić, tłumacząc, że za uzyskiwane dochody nie są w stanie wynająć innego mieszkania w Tarnowie. Ostatecznie większość z nich się wyprowadziła. Budynek, w którym dochodziło do pożarów, jest zamknięty. Natomiast w drugim zajęte są jeszcze cztery mieszkania. W jednym z nich mieszka 5-osobowa rodzina. Pozostałe zajmują pojedyncze osoby. Lokatorzy dwóch z czterech mieszkań zalegają z czynszem. Wszystkim skończyły się umowy i szpital będzie dążył do tego, żeby się wyprowadzili. Zapewnia jednak, że chce zakończyć tę sprawę polubownie.