W niedzielę działacze KOD wspierani przez połączone siły Platformy, SLD i Nowoczesnej w akcie akrobacji ułożyli ze swoich ciał napis „MAMY DOŚĆ”, a ich liderzy żonglowali oskarżeniami, wyliczając czego mają dość: łamania prawa, niszczenia praworządności, paraliżowania Trybunału Konstytucyjnego, propagandy w mediach, chaosu w edukacji, poniżania kobiet i homofobii. Nota bene, aż dziw, że obok homofobii KOD nie dopisał agorafobii, skoro wiadomo, że obecna władza zakręciła koncernowi Agora kroplówkę z gotówką za publiczne ogłoszenia na łamach „Gazety Wyborczej”, będącej tyleż nieoficjalnym, co wysuniętym na czoło, organem KOD-u.

Tak w ogóle nie odczuwam odruchowej potrzeby wyśmiewania demonstracji mających naciskać na rząd, również rząd obecny. Sam niedawno przemogłem w sobie niechęć do anarchistów i razem z nimi manifestowałem przeciwko przyjmowaniu układu CETA (w imię obrony demokracji przez władzą korporacji). Ale z KOD-em nigdy i w żadnej sprawie razem nie pójdę, ponieważ jest to organizacja, która fałsz ma zakodowany we własnym kodzie genetycznym; która sama z siebie nie jest sobą i jest nie sobą.

KOD nie jest oddolnym ruchem obywatelskim broniącym demokracji, praworządności czy jakiejś innej wartościowej wartości, tylko organizacją quasi-partyjną kontestującą – wspólnie z byłymi partiami władzy – wynik demokratycznych wyborów i odmawiającą ich zwycięzcom demokratycznej legitymacji.

Zarazem tak się składa, że koalicja PO-PSL przegrała te wybory za sprawą głosów ludzi, którzy faktycznie MIELI DOŚĆ grzechów władzy przeciwko prawu i praworządności. Mieli dość bezkarnej bezczelności. Mieli dość państwa istniejącego teoretycznie, kamieni kupy, ABW w redakcji WPROST, lisiej propagandy na publicznej antenie oraz ośmiorniczek na koszt podatnika. Dzisiejsi działacze KOD wówczas nie mieli tego dość, więc najwyraźniej bronią czegoś innego niż demokracja i praworządność.

Nie widzę nic dziwnego w tym, że w ustroju demokratycznym opozycja polityczna dąży do przejęcia lub odzyskania władzy. I że bywa niecierpliwa. Znam też i lubię aforyzm François de La Rochefoucauld, że „hipokryzja to hołd składany cnocie przez występek”. Jednak u polityków hipokryzja po przekroczeniu bezkrytycznego stężenia przestaje kokietować cnotę, a schlebia już wyłącznie pogardzie dla cudzej inteligencji. I pamięci.