Ów projekt ze względu na swój moralny radykalizm, graniczący z dążeniem do wymuszania postaw heroicznych, był od początku bez szans na uchwalenie, ale większość parlamentarna czuła potrzebę pokazania, że traktuje go poważnie i dlatego nie utrąciła go w pierwszym czytaniu, co uczyniła wcześniej  z kontrprojektem proaborcyjnym. Opóźnianie odrzucenia projektu Ordo Iuris potrwałyby dłużej, gdyby po fali czarnych marszów wzmocnionych czarną propagandą nie pojawiła się groźba, że na przeciąganiu tej gry pozorów skorzystają wszyscy gracze oprócz PiS, które będzie się musiało bez końca tłumaczyć się z cudzych pomysłów. Jednak czarne mleko się rozlało. Opozycja odtrąbiła rejteradę PiS a środowiska pro-life potępiły tę partię za zdradę, określając tym mianem niedostatek pryncypialności, zwany także oportunizmem, bez którego polityka w demokracji istnieć nie potrafi.

Filozoficznie fundamentalny spór o warunki dopuszczalności aborcji ma naturę cykliczną. Powraca i będzie powracać, także w państwach, w których dziś do więzienia idzie się za namawianie kobiet do… rezygnacji z aborcji.  W Polsce tym bardziej. Jeśli zatem coś było i jest dla mnie zaskoczeniem, to nie pojawianie się nowych projektów pro i antyaborcyjnych, ani polityczne piruety wokół nich, ani nawet czarne marsze, tylko towarzysząca im - w ulicznym realu i w medialnym matrixie-   eksplozja obrzydliwości, jakiej od czasu szczytowania kariery Palikota Polska nie widziała i nie słyszała. Uczernione aktywistki-feministki prześcigały się w wyrzucaniu z ust i wypisywaniu na transparentach najgorszych plugastw na temat kobiecej anatomii,  seksualności  i rodzicielstwa. W imię walki jakoby o kobiecą wolność i godność dochodziło do orgii poniżania kobiecości. A bywało jeszcze czarniej. Pewna malarka-celebrytka fetowana na ultraliberalnych i hiperpoprawnych salonach wieściła, że jeśli prawo antyaborcyjne zostanie zaostrzone, to „będzie kupa kalek, bękartów, dzieci z wadami”.

Dziś mało kto pamięta, że fascynacja eugeniką była wspólnym rysem bolszewików i hitlerowców mających ambicję wyhodowania zupełnie nowego, doskonałego człowieka. Współczesne libertyńskie lewactwo nie ma aż tak rozbuchanych ambicji. Po prostu zawadzają mu dzieci z wadami, więc chciałoby aby ktoś powstrzymywał je przed przychodzeniem na świat. Pozostaje (niepewna jutra) pociecha, że świat wciąż nie spełnia wszystkich lewackich zachcianek.