Mizerię frekwencyjną obu zgromadzeń rekompensowała frapująca treść haseł na transparentach. I tak członków inicjatywy „Witajcie w Krakowie” wyróżniało hasło „chcę Arabkę za sąsiadkę”, prowokujące do pytania, dlaczego tylko Arabkę a już nie Araba, i dlaczego tylko jedną, co może zostać odczytane jako dyskryminacja muzułmańskich związków wielożennych. Wyznanie „chcę Arabkę za sąsiadkę” wydało mi się bardziej proimigranckie niż antyrasistowskie. Tymczasem uważam, że z sąsiadami należy żyć dobrze niezależnie od ich pochodzenia, ale jest coś osobliwego w pragnieniu, by w naszym otoczeniu przybywało sąsiadów, którym obca jest nasza kultura i nasze obyczaje. Zresztą doświadczenie krajów takich jak Francja czy Szwecja uczy, że mieszkający w nich Arabowie (i Muzułmanie tak w ogóle) chcą mieć za sąsiadów innych Arabów, a nie euro-tubylców. Tak powstają dzielnice, w których euro-tubylcy wolą się nie pokazywać i dotyczy to także policji, straży pożarnej i pogotowia ratunkowego.

 

Sobotnią demonstrację pod Wawelem ozdobił – między innymi - transparent „Wawel polski nie pisowski”. Innymi słowy - PiSiak nie Polak i aż dziw, że żaden z podwawelskich KODersów i tym podobnych nie wpadł na pomysł hasła „nie chcę PiSiaka za sąsiada”. Na pewno świetnie współbrzmiałoby z okrzykami -„Będziesz siedział!” bojowo rzucanymi pod koła limuzyny prezesa Kaczyńskiego. Demonstrację podwawelską docenił i poparł na facebook’u Marek Tumanowicz – jeden z umundurowanych gwiazdorów Dziennika Telewizyjnego w czasach jego militaryzacji po 13 grudnia 1981 r. „Dał nam przykład Kraków, jak kaczora traktować mamy” (…) „Lać i patrzeć, czy równo puchnie” – podniecił się perwersyjnie krewki emeryt Tumanowicz. Perwersyjnie, albowiem w latach 80. Tumanowicz był głosem władzy, która lała demonstrantów, by puchło im równo, o ile akurat nie wydała rozkazu, aby zabić bez zostawiania śladów.

 

Tak minął niektórym weekend pod Wawelem, natomiast w Warszawie zebrało się Towarzystwo Dziennikarskie zrzeszające głównie żurnalistów zatrudnionych w Gazecie Wyborczej, Radiu TOK FM, Polityce i Newsweeku. Towarzystwo się zebrało i w specjalnej odezwie przeprosiło Niemców, między innymi za to, że politycy obozu władzy oraz część mediów skrytykowali list prezesa wydawnictwa Ringier Axel Springer do zatrudnianych przez niego w Polsce dziennikarzy. W owym liście prezes Mark Dekan namawiał swoich podwładnych, by ci potępiali polski rząd za odmowę poparcia kandydatury Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej, ponieważ kto nie popiera Tuska, ten nie rozumie co leży w polskim interesie. Członkowie Towarzystwa Dziennikarskiego postanowili przeprosić Niemców za to, że w Polsce ktoś ośmielił się strofować prezesa Dekana za wtykanie nosa w polski interes oraz za to, że niektórzy politycy i publicyści odważyli się szydzić z Tuska jako faworyta kanclerz Merkel. Zachowanie Towarzystwa Dziennikarskiego przypomniało mi historię z działaczami mazowieckiego KOD-u, którzy przepraszali Francuzów za to, że polski rząd nie kupił od nich helikopterów dla wojska. Myślałem wtedy, że śmieszniej i straszniej w jednym już nie będzie, ale teraz wiem, że się grubo myliłem. Nie wiem tylko kto i kogo powinien przeprosić za moją pomyłkę.