Parkowanie na Alei 3 Maja nikomu nie przeszkadzało. Nie ma tam przecież dużego ruchu. Tak zwana rotacja umożliwiająca większej liczbie kierowców znalezienie miejsca również nie wchodzi w grę, bo przecież na zakazie zaparkować nie można. A kierowcy parkujący tam na co dzień i wykorzystując fakt, że jest za darmo, zajmą garstkę miejsc, która pozostała. Więc biegacze i rolkarze i tak muszą zostawić auto gdzie indziej.

Chęć usunięcia aut z powierzchni (słuszną przecież) rozumiem zupełnie inaczej. Na rzecz miejsc w parkingu podziemnym powinny zniknąć miejsca w strefie płatnego parkowania, właśnie w tej okolicy. Czyli w rejonie kina Kijów, a być możne nawet na ul. Piłsudskiego. Ceny za postój są niemal takie same, więc kierowcom nie zrobi to różnicy.

Mieszkańcy podstrefy P6 III powinni natomiast dostać abonamenty za 10 zł miesięcznie, czyli takie jak teraz. Wszystkie stawki abonamentowe powinny zresztą zostać na poziomie "strefowym", skoro parking podziemny strefę ma zastąpić (320 zł miesięcznie to stanowczo za dużo). Prawda, że proste?

Mam wrażenie, że urzędnikom po prostu brakuje odwagi, aby podjąć taką decyzję. Zakaz parkowania przy Błoniach jest dużo prostszy. Wystarczy postawić znaki.

Tymczasem ograniczenie miejsc w strefie wymagałoby rzetelnych konsultacji społecznych, przeprowadzonych jeszcze przed rozpoczęciem budowy. Drogowcy musieliby przekonać i kierowców i mieszkańców, że podziemny parking to dobre rozwiązanie, bardziej korzystne i przyjazne miastu.
Teraz jest już chyba za późno. A może jednak nie...?

W każdym razie polecam tę drogę przy okazji budowy parkingów w Podgórzu i przy Placu Inwalidów. Inaczej okaże się, że podziemne parkingi w Krakowie są niepotrzebne, bo krakowianie nie chcą z nich korzystać. A urzędnicy ich do tego zmuszają, przy okazji łupiąc ich kieszenie.

 

 

Maciej Skowronek

Obserwuj autora na Twitterze: