Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PiS, Anną Paluch.

 

Hotelarze i gastronomicy, którzy po 17 stycznia otworzą na Podhalu swoje biznesy, powinni zostać szybko i przykładnie ukarani?

- Myślę, że powinni wykazać się zdrowym rozsądkiem. Obostrzenia rząd wprowadza, żeby chronić obywateli najstarszych i najsłabszych. Taka jest rola państwa. Po to się powołuje rząd, żeby była władza publiczna, która reaguje na sytuację zagrożenia. Taka jest teraz. Wielu Polaków się do niej przyzwyczaiło po prawie roku obostrzeń. Te obostrzenia w Polsce nie odbiegają od tego, co mamy w Europie. W wielu miejscach jest godzina policyjna. Na Słowacji od 11 stycznia jest zakaz wyjścia z domu bez negatywnego wyniku testu. Te ograniczenia, które mamy w Polsce to nie jest apogeum tego, co mogłoby zostać wprowadzone. Właściciele tych biznesów powinni się wykazać zdrowym rozsądkiem.

 

Samorządowcy z Podhala mówią, że mamy podobne obostrzenia jak w całej Europie zachodniej, ale pomoc, która do nich płynie jest niższa. W Krakowie dwie otwarte restauracje odwiedziła policja i sanepid. Mandatów do tej pory nie było. Film na Twitterze z jednej z tych restauracji publikuje jeden z parlamentarzystów, który mówi o klientach-testerach. Podobnie może być na Podhalu ? Po 17 stycznia do restauracji zjadą testerzy?

- Tylko zdrowy rozsądek może nas uratować. Posłowie opozycji, zamiast myśleć o pracy dla dobra Polaków, próbują za wszelką cenę kontestować wszystkie propozycje rządu. Nie jest to najlepszy pomysł. W końcu to nam zaszkodzi. Wiele tych działań jest wewnętrznie sprzecznych i głupich. Kontestuje się program szczepień, opowiada się niestworzone rzeczy, żeby odwieść Polaków do szczepienia, ale też kontestuje się obostrzenia. Jak się zaszczepimy, lockdown się skończy. Tu oni próbują wykorzystać tę sytuację, rozdmuchiwać to. Mamy pana Pitonia. W 2014 roku on kandydował do rady powiatu nowotarskiego. Dostał 42 głosy. Podobnie jak pani Lempart słynna 2 miesiące temu. Też próbowała zrobić karierę w demokratycznych wyborach, nie udało jej się i próbuje wywracać. Rozsądny człowiek machnie na to ręką.

 

Jak pani ocenia ten sposób wypowiadania obywatelskiego posłuszeństwa? Mówię o inicjatywie Góralskie Veto. Jak pytam o to samorządowców z Podhala, słyszę, że w pełni rozumieją takie działanie zdesperowanych przedsiębiorców, bo to ich ostatnia deska ratunku. Wójt Bukowiny mówi, że tracą 70%...

- Rozumiem, że to ich wyborcy. Samorządowcy z Podhala są pod presją. Ponad miesiąc temu premier ogłosił jeden termin ferii. Odebrałam wiele sygnałów od lokalnych samorządowców. Przekazałam je dalej. Usłyszałam od premiera, że kiedy były demonstracje na ulicach, otarliśmy się o sytuację, jaka była wczesną wiosną w Lombardii. Trzeba zrobić wszystko, żeby ograniczyć możliwość transmisji wirusa. Wszystkie samorządy otrzymują pomoc rządu. W proporcji do naszego PKB to chyba najwyższa pomoc udzielona podmiotom publicznym i gospodarczym. Nie chcę być złośliwa, ale przedwczoraj rozdawaliśmy czeki. Pieniądze poszły na konta samorządów. Powiat limanowski dostał 21 milionów, nowotarski prawie 30 milionów, podobnie w powiecie tatrzańskim. Jak przypomnę sobie pierwszą formę pomocy, firmy w powiecie nowotarskim dostały 43,5 miliona. Firmy z powiatu tatrzańskiego prawie 13 milionów. Fundusz Dróg Samorządowych…

 

Podhalańscy samorządowcy chcą otwarcia sezonu turystycznego i całej branży 1 lutego. To ich postulat. Drugi postulat to objęcie tarczą antykryzysową najmu krótkoterminowego. W pani ocenie to warunki do spełnienia?

- Najpierw trzeba policzyć, ile to będzie kosztować. Najem krótkoterminowy to wiele różnych podmiotów. Wiele jest kwater półlegalnych, które próbują działać. Widzę, że przyjezdni są u mnie w miasteczku. Niewielu, ale są. Trzeba policzyć, jaka to skala. Mówię jeszcze raz. Skala pomocy publicznej rządu… Oczywiście to pieniądze z podatków. W 2008 roku w czasie kryzysu przedsiębiorstwa dostały pomoc? Nasz rząd wszystkie możliwe fundusze, które może, przekazuje różnym podmiotom, żeby się mogły odbić po pandemii.

 

Ten miliard złotych przekazany ostatnio gminom górskim ma dwie części. Większość pieniędzy jest na inwestycje w gminach...

- Tak. Część na wyrównywanie kwestii podatkowych. Ja przypominam…

 

Dlaczego nie wprost do przedsiębiorców te pieniądze nie trafiły, ale na inwestycje do samorządów?

- To oczywiste. Jeśli samorządy zostały wybrane przez lokalną społeczność, powinny uzgadniać z nią, jakie rzeczy są najważniejsze. Jak są przekazane pieniądze na inwestycje, wpuszcza się pieniądze do lokalnej gospodarki. Lokalne firmy na tym zarabiają. Budownictwo nakręca koniunkturę. To wpuszczenie pieniędzy do lokalnej gospodarki i zostaje coś trwałego – drogi, mosty, szkoły. To bardzo dobry pomysł. Przypomnę, tarcza BGK to była bez porównania pomoc, w porównaniu do innych akcji.

 

Gminy w ramach pomocy skierowanej do samorządów górskich dostaną maksymalnie do 8 milionów złotych...

- Tak. Algorytm uwzględnia poziom inwestycji w ostatnich kilku latach. Maksymalna wartość to 8 milionów.

 

Mogą to zainwestować w budownictwo mieszkaniowe? Pani ułatwieniami dla budownictwa mieszkaniowego się zajmuje. Chodzi o tereny, gdzie nie ma deweloperów.

- Tak. To inna pula pieniędzy. Z funduszy covidowych został utworzony Fundusz Wspierania Rozwoju Budownictwa wartości 1,5 miliarda. Ustawa z 10 grudnia, którą prowadziłam, którą podpisał prezydent, pozwala do 80% wspierać gminy w budowie mieszkań komunalnych. Jak gmina ma starą szkołę w środku wsi, z którą nie ma co zrobić, można ją przerobić na mieszkania. 80% wartości prac samorząd gminny odstanie. Wszystkie budynki, które są własnością gminy, które nadają się do przerobienia na mieszkania komunalne, będą miały wsparcie. To będzie poza pieniędzmi, które idą z transzy pomocy dla terenów górskich.