Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PO, Jagną Marczułajtis-Walczak.

 

Stacje narciarskie będą jednak otwarte, ale w reżimie sanitarnym. Wczoraj doszło do porozumienia wicepremiera Gowina z branżą. Podhalańskie ośrodki będą w stanie dostosować się do nowych zasad? Szczegółów nie znamy. Jak się pojawi zielone światło, to część nie machnie ręką i nie powie, że jakoś to będzie?

- Chciałam powiedzieć, że problemy ludzi, którzy tam pracują w sezonie zimowym, są mi bliskie. Interesują mnie fakty i prawda. Ona z punktu widzenia ludzi jest bardzo istotna. To otwarcie hoteli i miejsc noclegowych, wydłużenie ferii, otwarcie stoków i basenów. To może być w reżimie sanitarnym. Nie może być tak, że pan Gut-Mostowy mówi, że wszystko będzie ok, zapewnia znajomych z Podhala, że mogą być spokojni i przygotowywać się do zimy, w drugim pan Gowin mówi, że hotele i stoki będą zamknięte. Potem pan Niedzielski mówi...

 

Jest komunikat starostwa tatrzańskiego, w którym czytamy: „pracujemy nad alternatywnymi propozycjami dotyczącymi organizacji urlopu zimowego”. Jakie by to mogły być propozycje? Całkowitego otwarcia raczej nikt nie bierze pod uwagę.

- Tak. To trudne. To otwarcie może nastąpić tylko pod warunkiem wydłużenia ferii do końca marca. Wtedy to się rozłoży. Stacje narciarskie bez miejsc noclegowych, gastronomii i tego wszystkiego? To nie zadziała. Same stacje to za mało, żeby ruch turystyczny przetrwał. To są naczynia połączone. Jak hotele będą zamknięte, stracą pracę nawet pralnie, które obsługują hotele. Jak zamkniemy jedno ogniwo łańcucha, to się posypie. Dlatego ja apeluję do rządu, żeby otwarcie basenów, hoteli, stoków i wydłużenie ferii było. Ferie powinny trwać do końca marca. To pozwoli przetrwać branży turystycznej, która obsługuje sezon zimowy.

 

Tym razem o nowych zasadach dowiadujemy się dużo wcześniej. Szef Małopolskiej Organizacji Turystycznej przekonuje, że jest czas na wymianę argumentów. Branża jest w stanie przygotować jakaś wspólną propozycję, żeby potem negocjować z Ministerstwem Zdrowia?

- Ja uważam, że to nie jest wcześnie. Stacje narciarskie już zaczynają śnieżenie, żeby stoki były gotowe na święta, Nowy Rok i ferie. To trwa. Nie chcę takiej sytuacji, że zaraz stracą pracę ludzie, którzy cały rok się przygotowują do sezonu. To na przykład 20 tysięcy instruktorów narciarskich. Poza jednym, który do końca życia nie martwi się o finanse dzięki ministrowi Szumowskiemu. To samo dotyczy hoteli i innych branż. To wszystko są naczynia połączone. To musi grać razem. Nie wyobrażam sobie, że wyciągi będą otwarte dla lokalnych mieszkańców, hotele będą zamknięte. I co? Turyści przyjadą na 2 godziny na stok i wrócą? To farsa.

 

Jest czas na negocjowanie tych warunków. To się zmienia z dnia na dzień. Trudno przewidzieć rozwój samej pandemii. Wszyscy w Europie działają na podobnych zasadach.

- Zmienia się, bo jest ten odzew branży turystycznej, hotelarskiej, narciarskiej i innych organizacji, które są w to zaangażowane. Oni mocno przez weekend pracowali. Wysyłali zastrzeżenia do premiera. Rozmowy trwają. Cieszę się, ale wszyscy czekają na rozporządzenia. Minister Dworczyk mówił, że nie należy słuchać polityków w telewizji, ale czekać na dokumenty. Nie wiemy, kiedy one będą.

 

Choć trudne lub niemożliwe będzie zmienienie tego jednego terminu ferii. Przed laty tak jednak bywało. Podhale byłoby w stanie dostosować swoją ofertę do dwóch tygodni wspólnych ferii?

- To niemożliwe do obsłużenia. Cały ruch w dwa tygodnie? Znamy terminy świąteczno-noworoczne. Kiedyś sama prowadziłam szkołę narciarską. W okresie świąt nie było miejsca w restauracji, żeby usiąść, nie było już instruktorów, sprzętu w wypożyczalniach. Tak dużo ludzi było. Jak teraz cała Polska ma mieć ferie w 2 tygodnie, to uważam, że rząd chce odwołać ferie. Nie sądzę, żeby wszystkim pozwolili jechać na ferie w jednym terminie.

 

Komunikat jest jasny – najlepiej jakbyśmy zostali w domu. Widzimy, że ograniczenie kontaktów społecznych przynosi spadek zakażeń. Nie wydaje się pani, że wielkie otwarcie hoteli i basenów mogłoby mieć fatalne skutki?

- Nie mówimy o wielkim otwarciu, ale o przetrwaniu branży w wielkich rygorach. Na przykład do hoteli mogłyby jechać osoby z negatywnym testem, w hotelach by były urządzenia do dezynfekcji, stoliki w odległościach. Na stokach nie ma problemu. W galerii ma być 15 metrów na osobę, na stokach wymogi są jeszcze większe. To ruch na świeżym powietrzu. Jak mówimy o epidemii, ludzie powinni uprawiać sport, żeby być odpornym. Jeśli chcemy wszystkich zamknąć w domach w zimie, społeczeństwo jeszcze bardziej się rozchoruje.

 

Jakbyśmy wrócili do alternatywnych propozycji, kilka pomysłów pani podsuwa. Hotele z negatywnym testem, dystans społeczny, środki do dezynfekcji to już norma. Co jeszcze mogłoby się znaleźć w propozycji, która by potem była negocjowana?

- Mnie się wydaje najbardziej rozsądne wydłużenie ferii z 2 do 10 tygodni. Sezon w Małopolsce trwa długo. W marcu śnieg leży na stokach, ludzie nie jeżdżą. Z danych IMGW wynika, że w marcu zimy są piękne. Można wydłużyć ferie, ruch rozdzielić między województwa. Dzieciaki by stopniowo wracały do szkoły. Ferie rozłożone w czasie pozwoliłyby przetrwać ten trudny czas przedsiębiorcom. Zmniejszyłoby to wydatki państwa. Nie trzeba by było kolejnej Tarczy, żeby wspierać ludzi, którzy padną, jak zamkniemy wszystko.