Prędkości światła jeszcze długo nie uda się ludzkości dogonić, udało się za to prześcignąć prędkość dźwięku. Dla Witkacego zmiany w audiosferze to najbardziej wyraźny (i najbardziej znienawidzony) przejaw tego, że „świat wypadł z ram” (w "Niemytych duszach" pomstuje na wynalazek radia, które zamiast promować ambitną muzykę, stara się dogodzić prymitywnym gustom „klanu wyjącego psa”, podczas gdy głośniki w oknach domów pomnażają miejską kakofonię dźwięków).

Dla "Szalonej lokomotywy" – sztuki pełnej katastroficznych prognoz upadku kultury – muzyka, zwłaszcza masowa, popularna, upraszczająca klasyczne struktury jest więc idealnym medium. Wiedział to już Krzysztof Jasiński, do swojej głośniej, musicalowej inscenizacji z 1977 roku włączając muzyczne wątki z innego tekstu Witkacego, Sonaty Belzebuba, i zapraszając na scenę Marylę Rodowicz i Marka Grechutę. „Usiłuje przekroczyć barierę dźwięku!” – pisali krytycy, z których co bardziej konserwatywni odsądzali Teatr STU od czci i wiary.

Słuchanie eleganckich pastiszy Grechuty i Jana Kantego Pawluśkiewicza to jednak odpowiednik dekadenckiego kontemplowania krajobrazów z okien Orient Expressu, podczas gdy akustycznym odpowiednikiem doświadczenia opisanego przez Witkacego powinien być dziś kolaż dźwięków oddający (podniecające i przerażające zarazem) zaśmiecenie dzisiejszej audiosfery, muzyka możliwie „zborsuczona”.

Michał i Piotr Lisowie, czyli Natural Born Chillers, którzy od wielu sezonów kreują dźwiękowy świat spektakli Radosława Rychcika, nie boją się szatkowania i lepienia dźwięków, deformowania brzmień, manipulowania dynamiką i rytmem. Atakują słuchacza lawiną dźwięków, z której dopiero po dłuższej chwili ucho zaczyna wyławiać znajome nuty i ich sekwencje. Poszerzają czas i przestrzeń spektaklu cytatami z przeszłości aktywizującymi pamięć kulturową słuchacza i odgłosami dzisiejszych urządzeń, wywołujących automatyczne reakcje emocjonalne. Zamykają odbiorców w klaustrofobicznym, pełnym ech i szmerów pomieszczeniu, i pozwalają im wydostać się na otwartą przestrzeń, gdzie głos rozchodzi się bez żadnych ograniczeń. Zachęcają, by biegli za uciekającym źródłem dźwięku – i by chowali się przed nawałnicą hałasu.

W debiutanckim filmie Jima Jarmuscha "Nieustające wakacje" centralny punkt opowieści stanowi anegdota o efekcie Dopplera – zmianie odbieranej częstotliwości fal dźwiękowych w zależności od przybliżania lub oddalania się ich źródła. Anegdota ta funkcjonuje jako symbol życia, śmierci, sztuki, samotności, przeznaczenia; tragiczności w świecie nietragicznym. Efekt Dopplera pojawia się także w słuchowisku Rychcika. Czy służy odnalezieniu utraconej przez Witkacego tragiczności?

 

 

Anna R. Burzyńska