Zobacz kulisy powstawania słuchowiska "Ich czworo".
W studiu im. Romany Bobrowskiej publiczność z zachwytem oglądała, jaką moc ma słowo. Oszczędna scenografia, niezbędne rekwizyty a przede wszystkim doskonała obsada - wszystko razem sprawiło, że radiowy teatr do reszty zawładnął wyobraźnią.
"Będziecie się śmiać" - powiedział rozpoczynając spektakl reżyser i odtwórca jednej z głównych ról Jerzy Stuhr. Tak w istocie było - aktorska inscenizacja dramatu skłaniała i do śmiechu, i do smutnej refleksji. Już po premierze dodał: - Obserwowałem, jak ludzie reagowali na Zapolską. Śmiali się, ale też milczeli wtedy, kiedy było poważnie. Jej przesłanie jest ciągle aktualne.
O wyjątkowości radiowego przedstawienia mówili też aktorzy.
- Tutaj wszystko wkładamy w głos - przyznawał Tomasz Kot, który wcielił się w rolę Kochanka. Publiczność zgromadzona w studiu mogła jednak zobaczyć maestrię artystów - ich gesty, choćby w odgrywaniu sceny pocałunków, gdzie Żona ( Sonia Bohosiewicz) i Kochanek ( Tomasz Kot) całowali się po własnych dłoniach, czy mimikę twarzy.
- Bez względu na to, czy widać nasze twarze, czy nie, głos odda prawdę, albo fałsz - mówiła Sonia Bohosiewicz.
Bardzo ciekawym wydarzeniem na scenie było tworzenie efektów dźwiękowych przez Adama Grzankę. Posługiwał się przy tym starymi radiowymi "sztuczkami" - stukał sztućcami i plastikowymi miskami, imitując atmosferę wigilii, gniótł celofan, by przypominał ogień trzaskający w kominku.
Dla widzów w studiu, ale i słuchaczy przy odbiornikach, było to niepowtarzalna okazja, by wczuć się w atmosferę dramatu.
Zobacz:
Po premierze Ich czworo RECENZJA