Lech na razie nie radzi sobie z grą na dwóch frontach. W Lidze Europy pokazuje zupełnie inne oblicze nniż w ekstraklasie. W czwartek postawił się utytułowanej Benfice Lizbona, by trzy dni później "wyszarpać" na własnym stadionie remis z Cracovią. Podopieczni Michała Probierza po tym spotkaniu mogli czuć niedosyt, choć podział punktów jest sprawiedliwy.

Oba zespoły zagrały w nieco zmienionych składach w porównaniu do ostatnich meczów. Trener gospodarzy Dariusz Żuraw po meczu z Benficą dał odpocząć kilku kluczowym piłkarzom – Tymoteuszowi Puchaczowi, Jakubowi Kamińskiemu, Mikaelowi Ishakowi i Pedro Tibie. Z kolei w ekipie Cracovii pojawiło się kilka przypadków zakażenia koronawirusem. Wprawdzie krakowski klub nie informował, których zawodników to dotknęło, ale w kadrze meczowej zabrakło m.in. Ivana Marqueza, Ivana Fiolica i Rivaldinho.

Jak się okazały, zmiany bardziej odczuł "Kolejorz", bowiem w pierwszej połowie wyglądało to trochę jakby ktoś mu wyrwał serce. Lechici posiadali przewagę, lecz poza kilkoma niezłymi strzałami z dystansu, ciężko im były sforsować środek pola i solidną linię obrony. Akcje w wykonaniu poznańskiej drużyny prowadzone były w wolnym, jednostajnym tempie.

Pierwsze 20 minut przypominały szachy. Goście poza uderzeniem Patryka Zuchy nie potrafili poważniej zagrozić bramce Filipa Bednarka. Jego vis a vis Karol Niemczycki miał znacznie więcej pracy. Wprawdzie strzał w środek bramki Michała Skórasia nie mógł go zaskoczyć, to przy uderzeniu Daniego Ramireza końcówkami palców przeniósł piłkę na poprzeczkę. Również udaną interwencją zanotował w 40. minucie, kiedy po strzale z ponad 30 metrów Wasyla Kraweca tym razem sparował piłkę na słupek.

Dziesięć minut wcześniej goście objęli prowadzenie. Z pozoru niegroźna akcja prawą stroną boiska zakończyła się dośrodkowaniem Milana Dimuna. Alan Czerwiński nie zdążył przypilnować Pelle van Amsersfoorta, nie do końca też pewnie interweniował Bednarek. Krótko przed przerwą po rzucie rożnym znów zagapiła się poznańska defensywa, ale na ich szczęście Filip Piszczek główkował tuż obok słupka.

Opiekun gospodarzy w przerwie uznał, że punkty w lidze są nie mniej ważne niż regeneracja liderów i od początku drugiej połowy na boisku pojawili się Ishak i Kamiński.

Poznaniacy próbowali podkręcić tempo, ale goście imponowali organizacją gry i konsekwencją w destrukcji. Lepsze sytuacje stwarzali podopieczni Michała Probierza, lecz Marcos Alvarez nie grzeszył celnością. 12 minut przed końcem bliski podwyższenia wyniku był Thiago, ale wracający Kamiński zdążył przyblokować uderzenie napastnika Cracovii.

Wicemistrzowie Polski w końcu dopięli swego. Puchacz, który po wejściu na boisku stał się motorem napędowym swojej drużyny zainicjował akcję, która przyniosła wyrównującego gola. Przytomnie w polu karnym zachował się Mohammad Awwad, który z bliska trafił do siatki i zanotował swojego pierwszego gola w ekstraklasie. Krakowianie domagali się odgwizdania faulu Ishaka na Michaelu Gardawskim, ale po wideoweryfikacji sędzia pokazał na środek boiska.

Chwilę później Ishak miał szansę na zdobycie drugiej bramki, ale spudłował z ok. dziewięciu metrów. W końcówce goście szanowali już piłkę i widać było, że i z remisu są zadowoleni.

Lech Poznań - Cracovia Kraków 1:1 (0:1)

Bramki: 0:1 Pelle van Amersfoort (30), 1:1 Mohammad Awwad (85).

PAP/AD