Podkreśliła, że źródłem wiedzy dla ludzi powinny być artykuły medyczne, a nie "wpisy na Facebooku".

Dr Szarowska była jedną z osób zaszczepionych 27 grudnia, pierwszego dnia szczepień na COVID-19 w Polsce. Pytana w RMF FM, jak się czuje, odpowiedziała: "Uszy mi nie urosły, uszy mam w porządku, żadnych innych kończyn dodatkowych nadal nie obserwuję".

"Wszystko jest w porządku, jest to bezpieczna szczepionka, mimo tego, co na różnych forach internetowych jest pisane, to są bzdury. Jest to szczepionka bezpieczna, dobra, dająca gwarancję tego, że możemy bezpiecznie przystąpić do walki z wirusem" - powiedziała. Przekonywała, że badania nad szczepionkami to 200 lat pracy naukowców.

Dr Szarowska pytana była m.in., kiedy należy w Polsce ponownie otworzyć szkoły. Pełnomocniczka dyrektora CSK MSWiA ds. COVID-19 odpowiedziała, że nauczyciele nie zostali jeszcze zaszczepieni. "Poczekajmy do tego momentu, kiedy wyszczepimy pracowników szkół, dajmy im dwa tygodnie od drugiej dawki, wtedy można pomyśleć o otworzeniu szkół. Pamiętajmy, że dzieci noszą tego wirusa i dzieci nie będą szczepione, dopiero powyżej 16. roku życia możemy dzieci szczepić" - wskazywała.

Na uwagę, że będzie to dopiero pod koniec lutego, odparła: "Tak, ale pamiętajmy, że mamy nadal epidemię". "Jeżeli zaszczepiliśmy 85 tysięcy osób przez tydzień, to jeśli będziemy z takim niestety słabym tempem szczepić wszystkie inne grupy, to potrzebujemy pięciu lat na wszczepienie Polski" - dodała. Pytana o zapowiedzi rządu, że proces przyspieszy i będzie więcej punktów szczepień, odparła: "Zwróćmy uwagę nie tylko na punkty (szczepień) i służbę zdrowia, która już staje na głowie, by temu podołać, ale zwróćmy uwagę na ludzi, którzy mają się zaszczepić".

"Jednak liczba przeciwników tej szczepionki, liczba osób, które twierdzą, że poczekają, popatrzą, zobaczą, może wtedy się przekonają, jest nadal duża, więc nawet jeśli otworzymy wszystkie punkty szczepień i udostępnimy tę szczepionkę szerokiemu społeczeństwu, nadal nie ma takiego odzewu jak jest w Izraelu, że ustawiają się kolejki i że możemy te osoby szczepić" - tłumaczyła Szarowska.

Na pytanie, z czego to wynika, odpowiedziała: "Myślę, że to jest właśnie ten brak wiedzy. Brak wiedzy o szczepionkach, o szczepieniach i przede wszystkim podstaw - naprawdę dobrej, rzetelnej wiedzy o tym, że to jest jedyna szansa na pokonanie epidemii". Jak mówiła, może pomogą kampanie edukacyjne i może ludzie zaczną zwracać uwagę na artykuły medyczne, "a nie wpisy na Facebooku".

Pytana, co w takim razie zrobić, by zwiększyć tempo szczepień, odparła, że Polacy powinni już teraz zacząć się interesować tym, gdzie jest ich najbliższy punkt szczepień, jakie dokumenty należy ze sobą przynieść i jak będzie przebiegała kwalifikacja.

Na pytanie o szczepienie kobiet w ciąży, odpowiedziała: "Jeśli chodzi o kobiety w ciąży, nadal w polskiej charakterystyce produktu leczniczego nie jest to wskazane". "Trwają badania na temat szczepienia kobiet w ciąży. W wyjątkowych sytuacjach, ze względu na duże ryzyko możemy dopuścić kobietę w ciąży do zaszczepienia, ale uważam, że lepszym rozwiązaniem dla kobiet w ciąży jest to, gdzie całe środowisko, które będzie się z nią stykało, (...) powinno się zaszczepić, stanowiąc tzw. kokon ochronny dla osoby, która tej szczepionki przyjąć nie może" - tłumaczyła.

Mówiąc z kolei o osobach przewlekle chorzy np. na cukrzycę czy na nadciśnienie dr Szarowska podkreśliła, że "żadna z chorób przewlekłych, jeśli nie jest w okresie zaostrzenia, nie stanowi przeciwskazania do szczepienia". Jak dodała, już teraz można pytać swojego lekarza prowadzącego - w POZ czy specjalistę zajmującego się naszymi chorobami - o szczepienie na COVID-19.

W Polsce 27 grudnia rozpoczęły się szczepienia przeciw COVID-19 preparatem konsorcjum firm Pfizer i BioNTech. W pierwszej kolejności szczepieni są pracownicy sektora ochrony zdrowia (np. lekarze, pielęgniarki i farmaceuci), pracownicy DPS-ów i MOPS-ów oraz personel pomocniczy i administracyjny w placówkach medycznych, w tym w stacjach sanitarno-epidemiologicznych. Następnie szczepionkę otrzymają m.in. seniorzy, służby mundurowe i nauczyciele.

 

PAP/bp