Zdaniem prokuratorów jednym ze współodpowiedzialnych za śmierć Ziętary jest Aleksander G. "Pobicie nie wystarczy. [Jarosław Ziętara] musi zostać skutecznie zlikwidowany" - te słowa w 1992 roku wypowiedzieć miał Aleksander G., był senator. Za podżeganie do zabójstwa Ziętary grozi mu nawet dożywocie.

Zdaniem prokuratury, G. chciał uciszyć poznańskiego dziennikarza, by zapobiec publikacji kompromitujących go artykułów. Śledztwo w tej sprawie było wielokrotnie umarzane. 4 lata temu sprawa została przekazana do Krakowa. Prokuratorzy nie kryją, że nawet 23 lata po zabójstwie ktoś próbuje zakłócić pracę śledczych.

- Wielokrotnie otrzymywaliśmy fałszywe informacje, które miały nas skierować na fałszywy trop. My musimy sprawdzić każdy sygnał. Były informacje, że zwłoki Jarosława Ziętary znajdują się w Krakowie. Kiedy indziej, że znajdują się w innej części Polski. Te czynności były czasochłonne - mówi prokurator Piotr Kosmaty.

Jak dodaje Kosmaty, śledztwo ws. zabójstwa Ziętary prowadzone będzie nadal, pomimo skierowania do sądu aktu oskarżenia. W dalszym ciągu na wolności jest bowiem główny zleceniodawca zabójstwa.

Sam G. do winy się nie przyznaje. Przekonuje, że wszystko, co wie o sprawie Ziętary, wie z mediów. Jak mówił - "odeprę każdy zarzut formułowany wobec mojej osoby w niniejszej sprawie". O niewinności byłego senatora przekonuje jego obrońca, Piotr Sokołowski: "Jesteśmy przygotowani odeprzeć wszystkie argumenty. Ze względu na dobro naszego klienta nie będziemy w żaden sposób na tym etapie ustosunkowywać się do zebranego materiału". 

 

 

(Karol Surówka/ko)

Obserwuj autora na Twitterze: