Dyrektor Ryszard Mróz jednak uspokaja - czereśnie są tak samo dobre jakościowo jak pozostałe, które mają przypisany kraj pochodzenia.

Zakupioną tę czereśnie mają od sadowników węgierskich, posiadają dokumenty identyfikacyjne tej czereśni, natomiast na konkretnych skrzynkach nie mają oznaczenia, że jest to czereśnia pochodzenia węgierskiego, co jest jedynym mankamentem tych czereśni, ponieważ pod względem jakościowym, organoleptycznym te czereśnie nie nasuwają podejrzeń ani żadnych nieprawidłowości nie wykazują

- mówi Mróz.

Dyrektor Mróz powiedział Radiu Kraków, jak sprawę wyjaśniali rumuńscy sprzedawcy: mówili, że nie wiedzieli o tym, że taką tabliczkę musi mieć sprzedawany przez nich owoc. Z tropu zbił ich swobodny przepływ towarów na terenie Unii Europejskiej.

Za brak informacji o kraju pochodzenia na sprzedawcę nakładana jest kara w wysokości 500 zł.