Czy Pan wierzy w niewinność Roberta J.?
To nie jest kwestia wiary, bo nie chodzi o to chodzi w tej sprawie. Na pewno to trudna sprawa, dla nas którzy ją obserwujemy bardzo trudna. Ja byłem jednym z tych policjantów, którzy pamiętają tę sprawę od początku. Pamiętam, dlatego że byłem na tej barce. To było w styczniu 1999 roku. Pojechaliśmy w kilku. Zadzwonił kapitan tego pchacza i powiedział, że coś wciągnęło mu się w śrubę. Jak pojechaliśmy to rzeczywiście wyglądało to na coś co jest skórą. Nikt nie przypuszczał, że to będzie coś takiego. Wisła ma swoje tajemnice i tragedie. Często zdarzało się, że czyjeś ciało wciągało się taką śrubę - były takie przypadki. Kilka dni później lekarz, który robił sekcję zadzwonił i powiedział: Panowie mamy do czynienia z prawdziwą makabrą. Wygląda na to, że ktoś zabił tę rozmowę - wtedy nie było jeszcze wiadomo kto to jest - i ściągnął z niej skórę jeszcze za życia.
Absolutnie makabryczne...
Takich przestępstw w Polsce jeszcze nie było. Wszystkich postawiono na nogi, to był dla wszystkich szok. Ta sprawa w dalszym ciągu nie jest zakończona.
Z resztą mówi się o tym, że ta sprawa w powojennej historii Polski, w zasadzie nie było takich spraw. Jedna z najgłośniejszych polskich spraw w historii kryminalistyki.
To prawda, ona dzisiaj weszła do tego naszego pitawalu, ale nie tylko krakowskiego, bo przecież cała Polska zna tę sprawę, zna Europa i zna świat, bo w momencie kiedy nad nią pracowaliśmy - tutaj przyjeżdżali policjanci z FBI. Oni wtedy ścigali seryjnego zabójcę. Ten modus operandi, czyli sposób działania tego zabójcy, którego oni ścigali był niemal identyczny jak to zabójstwo Katarzyny u nas. Potem doszli do wniosku, że jednak nie. Faktem jest, że to jedna z najgłośniejszych spraw, myślę że ona weszła do tych annałów podobnie jak sprawa Gorgonowej czy zabójstwo Andrzeja Zauchy. To są sprawy, o których będzie się pamiętać. Ta sprawa jest niezwykła nie tylko ze względu na drastyczność, opis, bo ona faktycznie uderza po oczach. Normalny człowiek nie jest w stanie sobie tego nawet wyobrazić. Ale w tej sprawie wiele rzeczy było po raz pierwszy.
Na przykład badania DNA.
Oczywiście dzisiaj są normą, czymś zwykłym. Wtedy to były pierwsze badania DNA. Choćby z tego względu ta sprawa przeszła do historii. Ja już pomijam te ekspertyzy później - badania roślin, badania eksperta, który badał zadane ciosy. To jest wszystko wyjątkowe w tej sprawie tak samo jak wyjątkowe jest meritum, to co się stało. 
Pan zna sprawę Katarzyny Z. bardzo dobrze. Jak to jest możliwe, że w przypadku Roberta J. nigdy nie było jednoznacznych dowodów na to, że to on jest sprawcą? Jednak mówiło się o tym, że on emocjonalnie pasuje do tej sprawy, a poza tym trenował sztuki walki, pracował w prosektorium.
Pasuje i to jest prawdziwe słowo. 
Był wskazywany od początku...
To się stało w ten sposób, że każdy z policjantów wydział kryminalny, dochodzeniówka, dzielnicowi dostali zadanie przyniesienia informacji kto to może być. Jeden z dzielnicowych z tego terenu przyniósł informacje właśnie o nim. Ja bym powiedział, że charakterologicznie wszystko pasowało i w dalszym ciągu pasuje, ale to jest za mało. Natomiast nigdy tych dowodów wprost nie było. Wygląda, że tych dowodów nadal nie ma. Myślę, że gdyby te dowody były - badania DNA, zeznania świadka - cokolwiek co jest takim dowodem wprost, to prokuratura już dawno by o tym powiedziała. To jest proces poszlakowy. W procesie poszlakowym zawsze jest pewnego rodzaju niewiadoma. W Polsce procesów poszlakowych jest bardzo niewiele. Należą do rzadkości. Zwykle są procesy, gdzie te dowody są takie koronne, jednoznaczne, natomiast tych poszlakowych jest bardzo niewiele. Zwykle sędziowie też byli bardzo ostrożni w wydawaniu wyroków. Sądzę, że tego dowodu nie ma. Proces poszlakowy tym różni się od dowodowego tym, że w dowodowym mamy: to jest ten człowiek, to zrobił on, dowody są takie i takie. W procesie poszlakowym to jest odpowiedź na pytanie: jeżeli nie zrobił tego ten człowiek, to nie zrobił tego nikt inny. Jest tu jednak zawsze pewnego rodzaju "ale".
Ojciec Roberta J. zarzucił policji, że chciała się wykazać. Że jego syn jest kozłem ofiarnym całej tej sprawy. Jak pan na to patrzy - to jest pytanie do człowieka, który był w środku instytucji jaką jest policja.
Rodzina, matka, ojciec - te relacje są pomiędzy nimi normalne - oni do końca nie wierzą, do końca będą bronili. To nie jest pierwsze okrutne zabójstwo. Zawsze tak jest, że rodzice nie wierzą, bo to dla nich emocjonalna porażka. Nigdy się też do tego nie przyznają. To, że jest to sprawa prestiżowa, że była to sprawa ważna też nie ulega wątpliwości. To, że tę sprawę chcieli rozwiązać policjanci i prokuratorzy też nie ulega wątpliwości, bo to było ważne. Skoro o tej sprawie mówi cały świat, to o tych ludziach też będzie wiedział cały świat. To jest normalne w każdej profesji. Nie dopuszczam takiej myśli, że adwokat mówi, że złapaliśmy człowieka i do tego człowieka dopasowaliśmy wszelkie poszlaki, które są. Tak było, mieliśmy kiedyś taki okres w dziejach Polski. Mam nadzieję, że teraz tak nie było, a to że chcieli wykryć tę sprawę było czystą pracą policyjną.