Im więcej podróżnych, tym więcej bagażu; a im więcej bagażu, tym częściej zdarza się, że jakaś walizka czy torba zgubi swojego właściciela. Taki bezpański bagaż zawsze jest podejrzany i stawia na nogi służby. Tylko jednego dnia na krakowskim lotnisku w Balicach, w hali ogólnodostępnej, funkcjonariusze Karpackiego Oddziału Straży Granicznej (pełnią tu służbę) znaleźli trzy bagaże pozostawione przez właścicieli. W każdym przypadków trzeba było uruchomić procedurę, chodzi o działania „minersko-pirotechniczne”. Służby muszą założyć, że bagaż może być niebezpieczny. W ostatnią niedzielę (7 lipca) tę procedurę wdrożono kilka razy.

Pierwszą walizkę funkcjonariusze SG odnaleźli w damskiej toalecie, drugą na wielopoziomowym parkingu. Trzeci bagaż pozostawiono bez opieki w jednym ze sklepów na ogólnodostępnym terminalu. Trzeba było poszerzyć strefę bezpieczną, którą wcześniej wyznaczyli pracownicy Służby Ochrony Lotniska; potem – sprawdzić bagaże specjalistycznym sprzętem na obecność materiałów wybuchowych i wreszcie manualnie. W żadnym nie było niczego podejrzanego.

Służby na lotnisku przypominają pasażerom, żeby ci pilnowali swoich bagaży i nie zostawiali ich bez opieki. Warto też pamiętać, że nie wszystkie żarty kończą się dobrze – regularnie zdarza się, że podróżni, pytani przez ochronę lotniska, co jest w bagażu, odpowiadają: bomba. Na taki pomysł wpadł w poniedziałek (8 lipca) 45-letni krakowianin, który – po sprawdzeniu bagażu przez pirotechników – dostał mandat. Musiał też przełożyć zaplanowaną podróż.