PIĄTKOWA REKOMENDACJA FILMOWA
„Stacja Warszawa”

Reż. Maciej Cuske, Kacper Lisowski, Nenad Miković, Mateusz Rakowicz, Tymon Wyciszkiewicz
Prod. Polska 2013

Każdy z nich jest inny i pochodzi z odmiennej artystycznej „parafii”: Cuske to doświadczony dokumentalista, Lisowski – operator z pokaźnym i różnorodnym dorobkiem, autor nagrodzonej w Clermont-Ferrand 30-minutowej fabuły „Ojcze masz”, Miković – absolwent Warszawskiej Szkoły Filmowej, Rakowicz jest rysownikiem, storyboardzistą, absolwentem warszawskiej ASP, zaś Wyciszkiewicz – do tej pory w kilku filmach pełnił funkcję II reżysera. Połączyła ich Mistrzowska Szkoła Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, wszyscy są jej absolwentami, niektórzy nawet pedagogami. Początkowo miał być to typowy film nowelowy, coś na kształt „Zakochanego Paryża” czy „Zakochanego Nowego Jorku”, a więc zbiór krótkich opowieści kręconych w metropolii przez kilku reżyserów. Ale w trakcie realizacji, a zwłaszcza na etapie montażu, piątka reżyserów doszła do wniosku, że lepiej te poszczególne historie przemieszać, spleść ich wątki. Narracyjnym wzorcem stał się słynny film Roberta Altmana „Na skróty”, będący ekranizacją ośmiu popularnych opowiadań Raymonda Carvera, dokumentujących życie przeciętnych mieszkańców przedmieść Los Angeles. Jak zwykle u Altmana – wielowątkowa akcja, ponad dwadzieścia głównych postaci, bystra obserwacja obyczajowa, perfekcyjna realizacja. Tym tropem zdecydowali się podążać twórcy „Stacji Warszawa”.

Sześć splecionych opowieści, toczących się we współczesnej Warszawie, w której sacrum spotyka się z profanów, tłumne manifestacje z jednostkową samotnością, szeroka oferta sex-shopów z atrofią uczuć. Głównym bohaterem jest Igła (Eryk Lubos), nawrócony więzień, który pod wpływem religijnej iluminacji pragnie nawracać innych. W swej wędrówce po stolicy spotyka m.in.: przegranego alkoholika (Janusz Chabior), zdołowanego biznesmena (Łukasz Simlat), wrażliwą dziewczynę pracującą w sex-shopie (Klara Bielawka), korporacyjną singielkę (Monika Dryl). Wszyscy są samotni, zgorzkniali, dość po omacku szukający swego miejsca. „Chcieliśmy w nienachalny i poważny sposób opowiedzieć o naszym świecie i zadać pytania, nie dając gotowych odpowiedzi. Zaprosić widza do zastanowienia się razem z nami, właśnie do poszukania odpowiedzi. Zastanowić się nad tym, co się stało, że pewne symbole służą do manipulacji albo jako gadżety. Dzisiaj jest to krzyż, jutro gender, a prawdziwe problemy czy tematy nie są nawet zauważone. Nasz film opowiada losy szóstki bohaterów szukających swego miejsca we współczesnej Warszawie, na której cieniem położył się krzyż. Opowiadamy o ich samotności w tej metropolii” – wyznaje Rakowicz.

Moim zdaniem, nie do końca się udało. Bardziej cenię ten film za intencje niż dokonania. Nie ulega kwestii, że jest perfekcyjnie zrealizowany, co zaświadczają aż cztery nagrody na ubiegłorocznej edycji Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film”: za rolę dla Klary Bielawki, najlepszą muzykę, dźwięk oraz zdjęcia. Zwłaszcza zdjęcia Arka Tomiaka są olśniewające, tak oryginalnie nikt dawno Warszawy nie fotografował. Niedosyt przynosi warstwa fabularna, altmanowska narracja nie sprawdziła się do końca, poszczególne opowieści są jakościowo nierówne, a poza tym – debiutujący w pełnometrażowym filmie fabularnym twórcy chyba chcieli powiedzieć zbyt wiele. To w takich sytuacjach częsty grzech. Ale rokowania na przyszłość są – moim zdaniem – jak najlepsze.


Jerzy Armata