Po trwającym blisko dwa lata generalnym remoncie, zakopiański Teatr im Witkacego zyskał, dużo większą, dającą ogromne możliwości techniczne, nowoczesną scenę. Dzień oficjalnego otwarcia wymagał specjalnej oprawy, więc teatr przygotował polską prapremierę sztuki Lope de Vegi "Lo Fingido Verdadero" .

Aż trudno uwierzyć, że ten jeden z najważniejszych przedstawicieli barokowego teatru hiszpańskiego, autor kilkuset sztuk, nie doczekał się w Polsce zbyt wielu przekładów i to swoich najlepszych dzieł. I pewnie tego przekładu też by nie było, gdyby nie profesor Katarzyna Mroczkowska-Brandt wielbicielka i znawczyni dramatu hiszpańskiego, która najpierw zapaliła do tej niezwykłej w światowym dramacie sztuki - Andrzeja Dziuka, reżysera i szefa teatru Witkacego, a potem krakowską iberystkę Magdalenę Pabisiak, by tekst przetłumaczyła…

„Na niby, naprawdę” należy do sztuk opartych na żywotach świętych w tym wypadku św Genzjusza, zawodowego aktora , który w czasach prześladowań chrześcijan za panowania cesarza Dioklecjana, nawrócił się podczas grania sztuki mającej wyszydzić chrześcijan, za co zapłacił życiem. Ale sztuka Lope de Vegi nie jest zwykłą udramatyzowaną opowieścią o świętym jest dużo bogatsza.
To sztuka o grze rozgrywanej na różnych poziomach teatru świata.

Władza, świat walki, zdrady, podstępu, deprawacji, prawa łamiącego wolność jednostki. Mamy więc Dioklecjana, który, by zasiąść na tronie musi zamordować. Rywal, który poniesie z jego ręki śmierć też nie lepszy. To morderca syna poprzedniego cesarza, zmarłego nagle podczas wyprawy na Persję. Jest wprawdzie jeszcze drugi syn imperatora, znany z okrucieństwa i zamiłowania do orgii Carino, ale zostaje zamordowany przez konsula ,któremu zhańbił żonę. Popierany przez wojsko Dioklecjan (Krzysztof Wnuk) zostaje władcą Rzymu. Stara się być dobrym zarządcą, nawet sprawiedliwym jednak jest bezwzględnym wobec występującym przeciwko dawnym bogom, chrześcijanom. Bardziej ludzkie uczucia skrywane pod maską żołnierskiej szorstkości i władczej wyniosłości, objawiają się jedynie wobec najbliższych: Maksymiliana ( Dominik Piejko),przyjaciela z wojska, i Kamili (Adrianna Jerzmanowska) , która przepowiedziała mu cesarską godność…

Gdy Cesarz zapragnie rozrywki na scenę wkracza trupa aktorska poety Ginesa która pokazuje sztukę o miłości i zdradzie. Jednak akcja wymyka się poecie spod kontroli.Odgrywana miłość aktora/ poety do pięknej Marceli - okaże się - miłością prawdziwą, podobnie jak miłość aktorki do grającego w tej samej sztuce, jej kochanka czy wymyślona na użytek przedstawienia ucieczka zakochanych i ich ślub…. A potem prawdziwą, jak śmierć - na którą skaże cesarz poetę - okaże się metamorfoza jaką aktor przechodzi w trakcie odgrywania sztuki o chrześcijaninie. I już nie wiadomo co prawdą jest a co zmyśleniem, bo reżyser Andrzej Dziuk wprowadził do spektaklu dodatkowo prawdzie imiona swoich aktorów. Więc jest poeta Gines, grający w sztuce rolę Rufina i jest Andrzej Bienias, aktor teatru Witkacego ( świetna, przejmująca, bodaj najlepsza w spektaklu zakopiańskim, rola). Partnerująca mu w sztuce Marcela , aktorka Fabia jest Emilią Nagórką, podobnie jak Octavio, ukochany ze sztuki jest Piotrem Łakomikiem. Imiona zmyślone i prawdziwe mieszają się i podobnie jak obserwujący występy Dioklecjan, widzowie wciągaja się w to „na niby, naprawdę".

Ale gdy padnie ze sceny" kto jest chrześcijaninem, niech wstanie" … nikt z widzów tego nie zrobi … bo to wyraźnie "na niby", choć dobrze wiemy, że na deskach Teatru Świata - naprawdę - za przyznanie się do bycia chrześcijaninem, muzułmaninem, żydem itd. często grozi, tak samo realna jak dla poety w spektaklu, śmierć. Więc wpółczesny kostium w który ubrał aktorów Dziuk, sprawia, że spektakl nabiera wymiarów poza teatralnych. Nie przeszkadza też wierszowany dialog hiszpańskiego dramaturga świetnie przez Magadelnę Pabisiak przetłumaczony, nie uwspółcześniony na siłę ani też sztucznie nie archaizowany,. To też zasługa aktorskich umiejętności, posługiwania się mową wiązaną, zespołu teatru Witkacego, niestety, umiejętności niezbyt dziś powszechnej w polskim teatrze.

Na potrzeby przedstawienia reżyser Dziuk zagospodarował wielką przestrzeń nowej sceny. Rozciągnięty przez całą długość sali podest pozwala rozegrać na oczach widzów najbardziej przerażające sceny wojny, zdobywania władzy i degeneracji władców. Porywa i przeraża świetnie aktorsko i plastycznie zaaranżowana scena zatracenia się w przepychu wyuzdanej zabawy a potem śmierci cesarza Carino (Marek Wrona). Ciekawie rozegrane zostają sceny przedstawienia łącznie z możliwością podglądnięcia przez widzów dzięki technice wideo sytuacji w garderobie aktorskiej. Na dużych ekranach zobaczymy także detale egzekucji, które filmuje dla nas sam reżyser. Nowoczesność, mulitemdialność wprzęgnięta w ten spektakl daje w konsekwencji dzieło teatralne w odbiorze bardzo intensywne. To prawdziwy teatr totalny, który jednocześnie potrafi świetnie oddać myśl, istotę "duende"- jak mówią Hiszpanie – ducha sztuki.

Mam nadzieję, że „Na niby, naprawdę" Lope de Vegi od zakopiańskiej prapremiery rozpocznie udaną podróż po polskim teatrze, bo w tej to sztuca jak podkreśla prof. Mroczkowska , hiszpański dramaturg najbardziej zbliżył się do genialnego Szekspira.
Andrzej Dziuk mówi, że to "kolejna próba stworzenia, przez teatr Witkacego, Teatru Misterium". Próba - dodajmy - niezwykle udana, z doskonałą, dynamiczną, na żywo graną, muzyką Jerzego Chruścińskiego i przemyślaną, artystycznie wysmakowaną, scenografią Marka Mikulskiego.

Jolanta Drużyńska