- Widzimy, co się dzieje na drodze do Morskiego Oka. Panie przemycają małe psy w torebkach. Nikt na kasie tego nie sprawdzi, bo pani ma psa w torebce. Potem go wyjmuje i prowadzi na smyczy. Jak przejeżdża pracownik parku, możemy się spodziewać mandatu do 500 złotych. Do tego będzie konieczność zawrócenia do wyjścia. Nie jest tak, że jak zapłacimy 500 złotych, to już z psem możemy wejść - mówi Tomasz Zając z Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Tatrzański Park Narodowy tłumaczy, że zakaz wprowadzania psów ma na celu przede wszystkim ochronę przyrody. Psy m.in mogą przenosić pasożyty niezwykle groźne dla dzikich zwierząt. "Pasożyty są przenoszone przez odchody. Zwierzęta się zarażają i chorują na wolności. Część może nawet zdechnąć. Do tego ślad zapachowy. Psy zostawiają za sobą mocz. U dzikich zwierząt wywołuje to stres. Pies pochodzi od wilka. Wilk to drapieżnik, którego zwierzęta się boją" - dodaje Zając.

Przyrodnicy dodają, że zdarzały się w świecie przypadki, gdy osoby prowadzące psy na smyczy w górach były atakowane przez niedźwiedzie, które czworonoga traktują za gorszego intruza niż człowieka. Stąd i obowiązujący na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego zakaz wprowadzania psów, a raczej domowych zwierząt. W poprzednich latach dochodziło bowiem do przypadków, gdy turyści próbowali wejść nawet z małpką czy oswojoną fretką. Tutaj zakaz również bezwzględnie obowiązuje.