Czarne chmury nad stowarzyszaniem zaczęły się zbierać kilka miesięcy temu. Jak już informowaliśmy, kilku rodziców podpieczonych stowarzyszania dopatrzyło się uchybień. "Nie spodobała się nam ewidencja datków przekazywanych na nasze dzieci" – podkreśla Anna Dąbrowska. "Pisałam wiele pism, żeby się dowiadywać jaki jest stan środków gromadzonych na leczenie mojego syna. To się spotykało z murem. Zawsze było 'nie', lub lakoniczne zestawienia wpłat, które różniły się od siebie" - tłumaczy Dąbrowska.

Prokuratura wszczęła śledztwo, a ostatnio starostwo powiatowe w Limanowej przeprowadziło kontrolę. Urzędnicy stwierdzili szereg nieprawidłowości. "Między innymi księgi rachunkowe prowadzone były nierzetelnie i brakowało dokumentów" – wyjaśnia Magdalena Adamczyk z limanowskiego starostwa. "Jest szereg uwag na temat niezgodności kwot. Kolejne zarzuty dotyczą kwestii udzielenia pomocy materialnej podopiecznym. Brakowało wniosków o jej przyznanie i rozliczenia tej pomocy" - dodaje Adamczyk.

Zarząd stowarzyszenia przyznaje, że działalność charytatywna ich przerosła. Doszło do tego w momencie, gdy stowarzyszenie zaczęło pomagać coraz większej liczbie chorych osób. Zarządowi brakowało pomocy radcy prawnego, a księgowością zajęła się osoba, która nie ma wykształcenia ekonomicznego. "Stało się tak, gdy lokalne biura rachunkowe odmówiły nam bezpłatnego wsparcia" – mówi Teresa Zabramny, prezes LACH-u. "Kontrolę potraktowaliśmy jako szkolenie. Jednak staję w naszej obronie. Ratowała mnie obecna pani skarbnik, ona się podjęła pracy, mimo braku wykształcenia. Nie chciała, żeby dzieci zostały bez opieki" - podkreśla Zabramny.

Działaniem w dobrej wierze nie wszystko można wytłumaczyć. Warto jednak pamiętać, że w dziesięcioletniej działalności stowarzyszenie pomogło blisko 50 ciężko chorym osobom. Ostatnie zdanie co do przyszłości Limanowskiej Akcji Charytatywnej postawi prokuratura i sąd.

 

 

 

(Bartosz Niemiec/ko)