Pożar strawił około 40% największej części naszego zakładu. Targają człowiekiem niewyobrażalne emocje. Na taką sytuację nie da się przygotować. Łzy cisną się do oczu, ale najpierw jest adrenalina, jest walka. Na szczęście bardzo szybko powiedzieliśmy, że musimy to odbudować, nie możemy się załamać

- relacjonuje wiceprezes.

Szefostwo producenta słonych przekąsek, firmy Aksam, do którego należy zakład, zapewnia, że nie zwolni żadnego z sześciuset pracowników. Załoga będzie uczestniczyła w rozbiórce spalonych hal.

Firma zatrudnia ponad 600 pracowników. Nikt pracy nie straci, dlatego, że są też inne prace - czy to porządkowe, czy ochranianie tego obiektu - część pracowników jest na urlopach płatnych, część jest na postojowym, również płatnym

- wyjaśnia Artur Klęczar.

Nie spodziewaliśmy się, że nasze deklaracja o zachowaniu miejsc pracy spotka się z takim odzewem społeczeństwa. Bardzo dziękujemy za to

- dodaje wiceprezes.

Od zdarzenia minęły dwa tygodnie. Na miejscu w kluczowym momencie akcji gaśniczej pracowało kilkuset strażaków, a ogień udało się opanować dopiero po jedenastu godzinach.

Na pewno są tutaj wykluczone działania osób trzecich. Warunki atmosferyczne to z pewnością główna przyczyna. Nie wiemy, czy to był piorun. Na pewno w noc pożaru były ogromne burze. Pierwsza jednostka strażaków, która do nas przyjechała, dopiero co skończyła pracę gdzie indziej. Strażacy wrócili do domów i od razu zostali wezwani do nas

- relacjonuje Klęczar.

 Jak przyznaje Adam Klęczar, założyciel firmy Aksam, do którego należały hale, priorytetem dla przedsiębiorstwa jest teraz utrzymać zatrudnienie