Marcin Ryszka: Niektóre statystyki pokazują, że to w wodzie ginie więcej osób niż na drogach. W niedzielę w Oświęcimiu utopiły się kolejne dwie osoby.

Adrian Ptak: Ten sezon zaczął się bardzo źle.

Jakie błędy najczęściej popełniamy nad wodą?

- Pływamy po spożyciu alkoholu. Nie wolno tego robić ze względu na własne bezpieczeństwo. Trzeba mierzyć siły na zamiary.

Jeżeli nie jesteśmy pewni swoich umiejętności, to nie wypływamy zbyt daleko od brzegu. Ale ludziom wydaje się, że do zapewnienia sobie bezpieczeństwa wystarczy dmuchane koło czy materac.

- Problem w tym, że ludzie w ogóle zapominają, jak powinni się zachowywać nad wodą. Jeżeli nie jesteśmy w stanie określić swoich umiejętności, jeżeli nie jesteśmy ich pewni, to zawsze wybierajmy kąpieliska strzeżone, te, na których są ratownicy. To świetnie wyszkoleni specjaliści, który dodatkowo, z własnej inicjatywy, jeszcze się doszkalają.

Ile trwa wyszkolenie ratowników wodnych? Czy jest zainteresowanie tym zawodem?

- Nasz zawód ma status funkcjonariusza publicznego (kiedy wykonujemy czynności związane z ratowaniem życia). Szkolenie obejmuje kila elementów – to przede wszystkim samo szkolenie z  ratownictwa wodnego czyli 60 godzin teorii i praktyki, także na basenie i wodach otwartych. Jest też kurs, a potem egzamin, z kwalifikowanej pierwszej pomocy (też trwa 66 godzin) – to czynności przedmedyczne, które możemy wykonywać jako ratownicy wodni. Warto też posiadać patenty przydatne w tym zawodzie. Mając to wszystko, stajemy się pełnoprawnymi ratownikami. Ale pomagać może każdy, nieważne ile ma lat, bardzo do tego zachęcam.

Przeczytałem kiedyś tekst  ratownika wodnego, który pisał o zagrożeniach, na jakie najczęściej jesteśmy narażeni – prądy morskie, wiry. To tylko tak się wydaje, że woda jest spokojna, że nic nam nie grozi. Czy to prawda, że jak porwie nas prąd, to nie powinniśmy z nim walczyć, a kiedy wpadniemy w wir, to mamy nurkować jak najbliżej dna?

- Woda to żywioł. Tak samo, jak ogień. To siła natury, z którą nie powinniśmy walczyć. Najważniejsze jest, żeby zachować spokój. Wiem, że to się łatwo mówi, ale jeżeli będziemy mieć spokojną głowę, weźmiemy kilka głębokich oddechów i zaczniemy myśleć, to łatwiej sobie poradzimy w wodzie. Jeżeli trafimy w prąd, to płyniemy w bok, a nad morzem – nie w głąb lądu ani w głąb wody, ale równolegle do brzegu, plaży. Wtedy szybko wyjdziemy z tych prądów.

Nie próbujemy na siłę wracać do brzegu, ale płyniemy wzdłuż linii brzegowej, tak?

 -Tak. Im bardziej odejdziemy na bok, tym bardziej ten prąd będzie słabszy. Pamiętajmy, że zbiornik zbiornikowi nierówny – mamy stawy, jeziora, rzeki, morze. Każdy obszar wodny jest inny. Rzeka może płynąc wolniej lub szybciej. Na przykład Wisła – ma stopnie, które regulują przepustowość. Woda może nieść piasek, żwir i inne rzeczy, więc dobrze mieć świadomość, że nawet na wyznaczonym kąpielisku może coś być, mimo że ratownicy przed dyżurem sprawdzają dno. Rzeczy, które przyniosła woda, albo ktoś je właśnie wyrzucił, stanowią realne zagrożenie. Raz jeszcze powtórzę: najbezpieczniejsze są kąpieliska strzeżone.

To nie jest widzimisię.

- Bezpieczeństwo jest najważniejsze, zawsze to powtarzamy. A najlepszy ratownik to żywy ratownik. Prowadząc kursy dla dzieci, młodzieży czy dorosłych, mówimy: podstawowa zasada to sprawdzenie, czy jesteśmy bezpieczni, żeby udzielić pomocy i uratować życie. Sprawdzajmy to nawet  wtedy, gdy „tylko” dzwonimy na numer alarmowy.

 No właśnie, telefon alarmowy. Ludzie często są  przerażeni, kiedy trzeba zacząć reanimację. Usłyszałem kiedyś od lekarza, że większą krzywdę zrobimy komuś nie udzielając pomocy niż wtedy, gdy podczas reanimacji połamiemy tej osobie żebra. Od czego powinniśmy zacząć pomoc?

- Sprawdzamy, czy jesteśmy bezpieczni, potem czy osoba, której pomagamy, jest przytomna i czy oddycha, wreszcie dzwonimy na numer alarmowy. I zaczynamy reanimację, oczywiście mając włączony głośnik w telefonie. Nie bójmy się, że nie poradzimy sobie z reanimacją albo, że strach nas sparaliżuje; po to są dyspozytorzy w pogotowiu ratunkowym, oni nam pomogą, poprowadzą krok po kroku.  

Najdłuższa akcja, jaką pan prowadził to?

- Kila lat temu, reanimacja trwała 35 minut. Krążenie powróciło spontanicznie. Nie wiem, jakie były dalsze losy mężczyzny, którego ratowałem, na pewno trafił na szpitalny oddział ratunkowy.

Przed wejściem na antenę mówił pan, że nie zabiera pracy do domu, ale domyślam się, że gdy walczy się o życie człowieka i uda się je uratować, jest ulga. A co jeżeli się nie uda? Co z emocjami?

- Owszem, możemy wyłączyć emocje, ale na nie da się tak na dłuższą metę. Ja skupiam się na rzeczach pozytywnych, staram się też analizować – co zrobiłem, jak mogłem zadziałać inaczej. Nie obwiniam się. Proszę pamiętać, że czasem pomoc dociera zbyt późno, tylko dlatego, że ktoś bał się wykonać te pierwsze czynności albo po prostu zadzwonić na numer alarmowy. Bywa i tak, że dzwonią, a potem oddalają się z miejsca wypadku; nie znamy szczegółów, nie wiemy gdzie dokładnie poszkodowany się znajduje.

  Pamiętam, jak na krakowskich Bagrach topił się mężczyzna, zarejestrowała to kamera. Doskonale było widać, jak obok niego przepływają inne osoby. On nie krzyczał.

- Bo osoby, które toną, nie krzyczą. Mają zbyt obkurczone mięśnie krtani. Tylko na filmach tonący ludzie głośno wołają o pomoc. Obejrzałem film, o którym pan mówi, analizowaliśmy go. Ludzie widzieli, że ta osoba się topi, zaczęli odpływać; zgłoszenie na numer alarmowy przyszło dopiero dwie godziny po tym, jak mężczyzna zniknął pod wodą. Pamiętajmy o tym, że kiedy jesteśmy nad wodą, musimy być odpowiedzialni, nie tylko za siebie – także za naszych bliskich, znajomych, z którymi odpoczywamy, za otoczenie. Na kąpielisku jest trzech lub czterech ratowników, nie wszystko są w stanie zauważyć. Zwracajmy uwagę na innych.

Nie ma gorszej śmierci niż przez utonięcie. Bo człowiek do końca ma świadomość, co się z nim dzieje. I może to przekona wszystkich amatorów pływania po alkoholu, żeby jednak zostali na brzegu.

- Jeżeli piłeś alkohol, nie wchodź do wody, nawet gdybyś chciał tylko zamoczyć kostki. Po wypiciu alkoholu błędnik przestaje prawidłowo funkcjonować, mamy ograniczoną zdolność oceny odległości i tego, gdzie się znajdujemy. Mózg jest niedotleniony, zużywa więcej tlenu, więc często oddycha. Ciało szybciej się męczy, człowiek szybciej tonie. Przestajemy panować nad ciałem, ale mózg nadal pracuje, nawet wtedy, gdy jesteśmy już na dnie. Świadomość nie wyłącza się jeszcze przez kilka minut. Wiemy, że toniemy, ale nie jesteśmy w stanie się ruszyć.

Na koniec przypomnijmy numer alarmowy.

 -984. Połączycie się państwo bezpośrednio z ratownictwem wodnym.