Według rzecznika RZGW Konarda Myślika od 2010 roku zniknęło 25 metrów brzegu Dunajca. Zdaniem mieszkańców Ostrowa tylko podczas ostatnich ulew woda zabrała kolejne 20 metrów brzegu. "Boimy się przerwania wału. Tak już było powyżej, w Sieciechowicach w 1934 roku tak się stało. Dunajec nie był w tym czasie w ogóle regulowany i też robił tak jak teraz tylko za mostem kolejowym. Żeby w razie tragedii nikt się nie obudził i powiedział, że nic nie było robione". - przekonuje Jacek Bogusz z Ostrowa.

Wójt Wierzchosławic Zbigniew Drąg oraz Sołtys Ostrowa Ewelina Mach podkreślają, że jakiekolwiek interwencje w tej sprawie kończą się tymi samymi odpowiedziami. "Zawsze słyszy się wymówki dotyczące tego, że teren jest chroniony programem Natura 2000, co utrudnia prace, ale też braku pieniędzy, bo to droga inwestycja. A sytuacja jest bardzo ciężka" - przekonuje sołtys Ostrowa Ewelina Mach.

"Mieszkańcy mają bezsprzecznie racje, to jest miejsce zagrożone" - podkreśla w rozmowie z Radiem Kraków Konrad Myślik z RZGW. "Problemem jest to, że Dunajec zabiera z zakrętu rzeki materiał, który jest przewlekany przez nurt i obsadzany na prawym brzegu. Tworzy się tam coś na kształt wielkiej łachy. Nurt główny kierowany jest właśnie na lewy brzeg i podbiera go jeszcze bardziej".

Rzecznik RZGW przyznaje, że program Natura 2000 nie pozwala np. zlikwidować łachy na prawym brzegu, ale można byłoby ją za zgodą RDOŚ przekopać albo umocnić lewy brzeg. Procedury trwałyby dłużej niż w przypadku obszaru nie chronionego, ale problemem jest brak pieniędzy. Prace kosztowałoby około 2 milionów złotych.

"Niestety jako urząd nie mamy na to środków. Zakwalifikowaliśmy ten odcinek do I klasy zagrożenia (są trzy klasy zagrożenia), więc uważamy, że to jest miejsce rzeczywiście zagrożone. Podczas ostatniego spotkania w Wierzchosławicach przed rokiem apelowaliśmy, także do czynników parlamentarnych, żeby może zdobyć jakieś dodatkowe pieniądze. Jesteśmy w sytuacji krytycznej bo rzeczywiście odpowiadamy za to, żeby zdrowie i życie obywateli było chronione. A w sytuacji kiedy brakuje nam tych pieniędzy, nie zawsze wiemy co należy robić. Bardzo często jesteśmy bezsilni". Zdaniem Konrada Myślika prace te mogłyby wyeliminować problem na 20-30 lat, o ile nie byłoby jakieś katastrofalnej powodzi.

Tymczasem były komendant Małopolskiej Straży Pożarnej Andrzej Mróz, który mieszka na terenie gminy Wierzchosławice, podkreśla, że gdyby doszło do takich wezbrań rzek jak podczas powodzi w 2010 roku, zagrożenie dla wału przeciwpowodziowego w Ostrowie byłoby bardzo duże. "Dlatego dopóki jest spokojnie, warto by się zająć wzmocnieniem tego brzegu".

 

Bartek Maziarz/wm