Samochód z trzyosobową rodziną w środę wieczorem prawidłowo jechał w stronę Tarnowa. W miejscu wypadku po prawej stronie jezdni rosną drzewa, zza których wybiegły zwierzęta. Teren jest nieoświetlony, a do wypadku doszło przed godziną 23.00 przy mocno ograniczonej widoczności. Po zderzeniu z dzikami osobowy Fiat Panda został wytrącony na przeciwległy pas jezdni i czołowo zderzył się z ciężarówką. Młode małżeństwo i ich półtoraroczne dziecko zginęli na miejscu.
Jak dowiedziało się Radio Kraków, ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że samochód osobowy w momencie wypadku jechał około 60 km/h. Na razie nie wiadomo natomiast z jaką prędkością poruszała się ciężarówką. Jej kierowca był trzeźwy.
fot: Komenda Powiatowa Policji w Brzesku
Liczba dzików w ostatnich latach podwoiła się, a jak pokazuje tragedia spod Brzeska, są zagrożeniem nie tylko dla upraw, na co od dawna narzekali tamtejsi mieszkańcy.
Nadleśniczy z Brzeska Zdzisław Kamiński w rozmowie z Radiem Kraków przekonuje, że razem z łowczymi robią wszystko, żeby ograniczyć szkody i zapobiec wypadkom z udziałem dzikich zwierząt. Przede wszystkim zwiększyli limit odstrzału dzików z 267 sztuk w 2012 roku do 557 w tym roku. Nadleśniczy podkreśla, że "udało się przyhamować przyrost dzików powodujący wzrost całej populacji".
Leśnicy mniej jednak mogą w kwestii zabezpieczeń. Przekonują, że nie da się ogrodzić przed zwierzętami wszystkich dróg tak, jak to ma miejsce na autostradach. Jak wyjaśnia nadleśniczy Kamiński, w rejonie Brzeska, gdzie doszło do wypadku, lasy są bardzo rozproszone, a i też oddalone od dróg. "Nie ma mowy o ogrodzeniu lasu, kiedy droga np. 94 nie prowadzi przez zwarty kompleks leśny, bo wtedy można by ewentualnie zastanawiać się nad tym, czy są realne możliwości finansowane co do ogrodzenia tego lasu. Natomiast przy takim rozproszeniu kompleksów leśnych oddalonych od dróg nie ma takiej możliwości".
Jeszcze gorzej jest z bezpiecznymi, ale też bardzo drogimi przejściami dla zwierząt, które są montowane przede wszystkim nad nowo budowanymi drogami jak np. nad autostradą z Szarowa do Tarnowa. Kamiński podkreśla, że jest też co raz więcej "przesmyków", którymi dzikie zwierzęta przechodzą przez gospodarstwa czy drogi. "Musielibyśmy praktycznie wszystko zabudować, żeby realne korzyści osiągnąć" - przyznaje w rozmowie z Radiem Kraków, Brzeski nadleśniczy.
W miarę dobrze leśnikom wychodzi za to wnioskowanie do zarządców dróg o ustawienie znaków ostrzegających przed dzikimi zwierzętami. Zdzisław Kamiński apeluje do kierowców, aby wzięli sobie do serca to wyraźne ostrzeżenie, zwolnili i rozglądali się dookoła. "Te znaki są ustawiane w miejscach, w których wspólnie z myśliwymi stwierdziliśmy, że najczęściej zwierzyna przechodzi tam z jednej strony drogi na drugą".
Zdzislaw Kamiński apeluje również, żeby kierowcy uważali także po tym, jak ich drogę przetnie dzikie zwierze, bo szczególnie dziki nie wędrują w pojedynkę. "W większości przypadków musi być po prostu pewni, że za tym jednym dzikiem pójdą następne, a szczególnie jak lochy prowadzą młode. W związku z czym ta czujność i nawet potrzeba zatrzymania pojazdu jest niezbędna ".
(Bartłomiej Maziarz/TVN24/x-news/mk/ko)