Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceprezydentem Krakowa, Andrzejem Kuligiem.

Po tym jak rakieta rosyjskiej produkcji spadła na Przewodów i zabiła dwie osoby, władze Warszawy zwołały sztab kryzysowy i sprawdziły funkcjonowanie służb. Kraków pójdzie tą drogą?

- Jak mam być szczery, jestem przeciwnikiem PR. Wolę pracę. Jak ktoś mi odpowie, co mają władze Warszawy do tego, że przy granicy spada bomba, to chciałbym wiedzieć. Nie mam pojęcia.

Czyli w pana ocenie działania prezydenta Trzaskowskiego to czysty PR?

- Tak.

Nie będą państwo apelować do krakowian, żeby choćby sięgać po sprawdzone źródła informacji?

- Jestem przeciwny traktowaniu ludzi jak dzieci. Każdy ma swój rozum i wie, jak ma się zachowywać.

W czasach gdy inflacja drąży portfele obywateli i zaczyna się spowolnienie gospodarcze, które pewnie skończy się zwolnieniami, Kraków proponuje wzrost cen biletu sieciowego prawie o 50%. Nie uważa pan, że nie jest to propozycja na te czasy?

- Powiedzmy szczerze. Ceny komunikacji wzrosną w przyszłym roku dramatycznie. To będzie miliard złotych. Zawsze dzieliliśmy koszty między pasażerów i miasto. Miasto dopłaca ponad 60% do każdego biletu. 40% dopłaty przez mieszkańców to kwota wysoka, ale konieczna. Jakby się spełniła nasza propozycja blisko 120 złotych, będzie to połowa ceny biletu miesięcznego w Łodzi. Oni płacą 240 złotych. Bilet miesięczny jest na wszystkie linie krakowskie i po I kwartale dotyczyć to będzie też pociągów. To będzie możliwość przejazdu pociągiem do centrum. Tam, gdzie są linie kolejowe, rozbudowują się osiedla. To będzie świetna alternatywa dojazdu.

Dla jakiej części mieszkańców Krakowa?

- Mniej więcej 10-15%.

Nie jest to większość...

Oczywiście nie większość, ale ci ludzie będą mogli jeździć na podstawie tego biletu regularnie. On przysługuje każdemu mieszkańcowi Krakowa. Będzie mógł pojechać do Wieliczki, Krzeszowic. Wysiąść na przykład w Zabierzowie, Rudawie i przejść się do dolinek podkrakowskich i w inne miejsca. W celach wycieczek rowerowych często jedziemy tam z Krakowa. To generalnie bardzo dobra propozycja. Niedawno rozmawiałem z jedną z osób, która się pytała, kiedy będzie miała tę możliwość. Kwota, którą myśmy zaproponowali, odpowiada wielkiemu wzrostowi kosztów transportu. Cena energii elektrycznej wzrośnie o 100%. Ceny paliw wzrosły około 40%. My musimy pozyskać środki na transport. Jest alternatywa, czyli zmniejszenie komunikacji. Widzimy jednak, ile ludzi jeździ. Jest zapotrzebowanie na jazdę środkami transportu publicznego. Nie chcemy redukować go. Skądś środki musimy wziąć. Przypomnę, że na przyszły rok miasto chce zaciągnąć miliard 100 milionów pożyczki. Nie mamy skąd wziąć środków.

Mówi pan, że ponad 40% podwyżki za bilet. 80 złotych kosztował obecnie, 119 miałby kosztować, więc prawie 50% więcej przy inflacji sięgającej 18%, zwiększeniu wydatków planowanych w budżecie Krakowa na przyszły rok o 10%. Mamy też jednak funkcjonowanie spółki, o której ostatnio bardzo głośno. Na to ma pójść 15,5 miliona złotych z budżetu Krakowa. Wpływy z wyższych cen biletów mają sięgnąć 30-50%. Można by było zaoszczędzić.

- Nie skomentuję tego.

Dlaczego?

- Decyzje dotyczące kształtu budżetu nie należą do mnie.

Krakowianie zapłacą prawie 50% więcej za bilet sieciowy, ale w zamian będą mieć telewizję śniadaniową?

- Decyzje ws. telewizji śniadaniowej nie należą do mnie. Nie będę tego komentował.

Może inaczej. Co na tę podwyżkę kluby w Radzie Miasta? Nie wierzę, żeby zaakceptowały tę stawkę. To stara metoda? Licytujemy maksymalnie, żeby było się z czego wycofywać?

- Nie zamknę oczu na fakt, że za 1,5 roku będą wybory samorządowe. Nikt w radzie miasta nie chce podnosić cen biletów. Jednak musi być świadomość, że mamy połowę listopada, a nie zapłaciliśmy wszystkich rachunków dla MPK za październik. Jeśli uda nam się zdobyć środki w tym roku, żeby zapłacić wszystkie rachunki dla MPK, nie wyczarujemy tych pieniędzy w przyszłym roku, nawet jakby nie było dofinansowań spółki Kraków 5020. To kwota 15 milionów. Koszt transportu to miliard. Nawet bez dofinansowania spółki Kraków 5020 i tak tej dziury nie jesteśmy w stanie zasypać. To kwota, która by pomogła, ale nie zapcha dziury. W MPK pracują realni pracownicy. Jak miasto zamawia transport, musi za to zapłacić.

Kiedy projekt uchwały w tej sprawie będzie na sesji Rady Miasta?

- Na początku grudnia.

Trudno uwierzyć w kontekście wyborów, żeby ta stawka zyskała akceptację Rady Miasta.

- Oczywiście. Wszyscy powinni jednak znać alternatywę. To rzecz wymagająca uczciwego mówienia. Przyjmiemy każdą decyzję Rady Miasta z godnością. Jednak negatywna decyzja nie sprawi, że w transporcie nic się nie zmieni.

Jakie inne oszczędności będą w związku z trudnym budżetem? Co roku słyszymy, że kolejny budżet będzie trudny. Co będzie poza wyłączaniem oświetlenia ulicznego?

- Każdy budżet jest trudny. Fakt. Ilość oczekiwań i wniosków jest wielka. Zaspokoić można tylko małą część. Jednak dochody miasta wzrastają o 4%, a inflacja przekracza 20%. Zwrócę uwagę na fakt, że to inflacja uśredniona. W obszarze ważnym dla nas inflacja jest dużo wyższa. Tego nie można tak przekładać. Jak tak mamy mówić, inflacja w żywności jest dużo większa, a żywność to element składowy działania szpitali, żłobków, DPS-ów. To pokazuje wielki problem z domknięciem tegorocznego budżetu. Ten cały budżet jest wielką oszczędnością. Jak mówimy o wzroście wydatków o 10%, a inflacja wynosi średnio 20%, już tutaj mamy oszczędność 10%.

Kiedy te światła państwo wyłączą?

- Zgodnie z ustawą, która nakłada na samorząd obowiązek oszczędności, powinniśmy to wprowadzić od 1 grudnia. Nie sądzę, żeby to było wcześniej.

Czyli w grudniu światła między 1 i 3 w nocy zostaną wyłączone?
- Tak jest.

W jakim kształcie za tydzień Rada Miasta może przyjąć przepisy o Strefie Czystego Transportu? Co się rysuje po wyliczeniach i protestach? Do strefy nie wjedzie około 100 tysięcy pojazdów krakowian.

- Nie jestem wróżbitą Maciejem, żeby powiedzieć, jaki będzie kształt strefy. Pokazaliśmy wyliczenia. Ilości samochodów, które nie będą mogły wjechać to szacunki. Dane w CEPiK są dziwne. Mamy tam samochody mikrus. Ile pan ich widział na naszych ulicach? Jest niby kilka tysięcy syrenek. To są pojazdy, które mają ponad 20 lat. Nie chcemy wszystkich zmuszać, żeby je złomowali. Mogą sprzedawać je w gminach, w których takie przepisy nie wchodzą w rachubę. Kraków od dawna jest wskazywany jako miasto z kiepską jakością powietrza. Wszyscy krakowianie złożyli się, żeby to poprawić. Nie jestem dogmatykiem. Jestem często krytykowany przez Alarm Smogowy, że jestem zbyt wolny, jeśli chodzi o proponowane zmiany, że powinniśmy być bardziej radykalni. Jestem temu przeciwny. Trzeba to robić stopniowo. Samochody 20-letnie w Krakowie to nie jest szczyt luksusu, a zgadzamy się na to. Jak Rada uzna, że trzeba to rozmiękczać, to proszę bardzo. Trzeba pokazać jednak kierunek. To jest najważniejsze. Jedni chcą zmian szybciej, inni wolniej. Społeczeństwo będzie ubożało. Być może nie będzie go stać na zakup samochodu 15-letniego. Dlatego chce poczekać ze sprzedażą swojego 25-letniego samochodu. Jest materiał do dyskusji, analizy, symulacje. Jak radni będą chcieli to rozmiękczyć, proszę bardzo.