Zapis rozmowy Jacka Bańki z zastępcą prezydenta Krakowa, Andrzejem Kuligiem.

Zawieszony został formularz zgłoszeniowy dla osób, które by chciały przyjąć uchodźców z Ukrainy. Planują go państwo uruchomić po przyjęciu przez Sejm specustawy?

- Tak. Muszę powiedzieć kilka słów na ten temat. Wywołało to uwagi i spekulacje. W ubiegłym tygodniu było posiedzenie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, na którym minister Wąsik zwrócił się do nas z prośbą, żeby na razie nie uruchamiać tych adresów. Na Podkarpaciu miały miejsca niefortunne zdarzenia. W niektórych przypadkach te osoby były przyjęte, a potem wyrzucane. Dopóki nie będzie systemu weryfikacji, minister nas prosił o to, żeby nie udrożniać tego kanału. To mają być mieszkania rekomendowane przez rząd. Trzeba poczekać na ustawę. Będzie ustawa, która to ureguluje, będzie weryfikacja miejsc. Będzie można brać odpowiedzialność za te miejsca. Te miejsca zbierane były przez nas dla pana wojewody. Wojewoda jest dysponentem wszystkich wolnych miejsc dla uchodźców. Potem pan wojewoda, żeby to usprawnić, przekazał nam z powrotem wolne miejsca krakowskie, żebyśmy je przekazywali uchodźcom.

Powiedział pan, że miejsca będą weryfikowane. MOPS będzie wypłacał pieniądze na utrzymanie Ukraińców. Pieniądze będą trafiały na początku miesiąca. Wobec tego dopiero jak system ruszy i rozpocznie się wypłata pieniędzy, a także weryfikacja przez ośrodki pomocy społecznej, wówczas ten adres zostanie odblokowany?

- Tak. Wtedy adres zostanie odblokowany. Ustawa przewiduje, że MOPS ma te adresy zweryfikować, czy one są dobre, czy mogą tam ludzie zamieszkać. Dopiero wtedy umowy będą podpisywane.

Jednocześnie pan mówi, że Kraków dotarł do kresu swoich możliwości. Około 90 tysięcy uchodźców jest już w mieście. Jakich usług miasto nie będzie w stanie zapewnić tym, którzy przyjeżdżają?

- Muszę podkreślić, że Kraków nie ma większej możliwości wchłonięcia uchodźców. Przyjęcie uchodźcy to nie tylko tymczasowe schronienie i pożywienie, ale dużo więcej. To żłobki, przedszkola, szkoły. Jak przyjmiemy, że mamy 90 tysięcy uchodźców i 1/3 z nich to dzieci… To jest 30 tysięcy dzieci. Przeciętna szkoła ma 1000 uczniów. Potrzebowalibyśmy 30 szkół. To niemożliwe. To oznacza konieczność przyjęcia dzieci przez działające żłobki, przedszkola i szkoły. To wielki wysiłek. W wielu szkołach nie ma masy wolnych klas. Szkoły będą musiały zmienić swoje funkcjonowanie, żeby przyjąć te dzieci. To nasz obowiązek humanitarny, zrobimy to. Osiągnęliśmy kres, a to dopiero początek. Za tym idą usługi medyczne. Po Covid system ochrony zdrowia jest nadszarpnięty, a musi się otworzyć na dziesiątki tysięcy osób, które będą wymagały pomocy medycznej. Często te osoby przebywały w warunkach dramatycznych. Już dziś wiemy, że w wielu szpitalach są uchodźcy, którzy wymagają intensywnego leczenia. To też ludzie niezamożni, którzy będą występować do pomocy społecznej o wsparcie. Chodzi też o miejsca pracy. Te problemy możemy rozwiązać dla określonej liczby osób. Trzeba powiedzieć, że miasto musi nadal sprawnie działać też dla mieszkańców. Nie może być tak, że katastrofa humanitarna dotknie nasze miasto.

Ta liczba rośnie ciągle. Dużo mówimy o relokacji. To nie działa?

- Trzeba powiedzieć, że relokacja nie działa. Są przypadki, w których obywatele z Ukrainy mają propozycję zamieszkania w innych miejscowościach, gdzie są świetne warunki, wolne lokale. Jednak oni wracają stamtąd, nie wysiadają z autobusów i mówią, że chcą do Krakowa i Warszawy. Jeśli ten system relokacji nie ulegnie zmianie szybko, zdolność naszego miasta do obsługi ulegnie dramatycznemu załamaniu.

Kiedy mógłby zostać uruchomiony ponownie punkt wydawania darów? Nadal żywność jest przyjmowana?

- Żywność jest przyjmowana. Wiele wysłaliśmy na Ukrainę bezpośrednio. Dzielimy się nią z uchodźcami. Udzieliliśmy pomocy dla kilku tysięcy Ukraińców. To nie była reklamówka, ale wózki pełne żywności i środków higienicznych. Dostarczamy to też do wielu miejsc. Żywności ciągle brakuje. Chwilowo zawiesiliśmy wydawanie indywidualnym uchodźcom tych rzeczy. Brakuje żywności. Środki, którymi dysponujemy, to 14 milionów z rezerwy kryzysowej. To jest na wyczerpaniu. Cała rezerwa to 19 milionów, a mamy dopiero trzeci miesiąc roku. Są to środki także na pomoc w przypadku powodzi, suszy i innych katastrof. Mam nadzieję, że nasze miasto nie dotkną takie rzeczy. Jak dotkną, będzie dramat.

Kiedy ten punkt mógłby ponownie ruszyć?

- Jak tylko zbierze się odpowiednia ilość żywności, uruchomimy ten punkt.

Kolejna sprawa to chaos na Dworcu Głównym. Nie ma innej możliwości przyjmowania osób przyjeżdżających do Krakowa?

- O tym rozmawiamy od początku problemu. Są wystąpienia administratorów dworców, pana wojewody i nasze. Jakie tam mamy grupy osób? Często są to osoby, które liczą, że znajomi ich odbiorą. To dla nich miejsce kontaktowe. Dworzec Główny w mieście jest najlepszym miejscem, gdzie można znaleźć daną osobę. Druga grupa to ludzie przywiezieni do innych miast, ale oni wracają do nas. Są też takie osoby, które czekają na przyjazd osób, z którymi się rozdzielili na granicy. Oni czekają na rodzinę. Są tam różne grupy osób z różnymi celami. To sytuacja, która grozi różnymi następstwami. Chodzi o bezpieczeństwo fizyczne i zagrożenie bezpieczeństwa epidemicznego. Muszą być jakieś działania. Tam non stop pracują nasi pracownicy, są wolontariusze. Oni są u kresu sił. To trudna praca. Mamy tam często dramatyczne sytuacje. Są próby samobójcze, załamania nerwowe. Tym osobom trzeba pomóc. Są zamknięte pomieszczenia, gdzie te osoby mogą się wyciszyć. Jest wiele sukcesów przy wyciszeniu emocji. To jednak tam się dzieje. Dworzec Główny nie jest miejscem, w którym na dłuższą metę to można przedłużać. Jasny musi być komunikat do uchodźców. Kraków nie może przyjąć większej liczby uchodźców. O tym muszą mówić wszystkie służby w kraju.

Powiedział pan, że szukacie państwo rozwiązania. Jakie to może być rozwiązanie?

- Mówi pan o dworcu? Jest rozważany przez wojewodę pomysł, żeby przenieść to miejsce na inną stację w Krakowie. Rozważaliśmy to. Inne dworce nie zabezpieczają jednak bezpieczeństwa pobytu osób. Dzieci biegają. Na innych dworcach dzieci mogą wbiec na tory. Ja się obawiam stworzenia kolejnego punktu na dworcu, bo to nie zmieni sytuacji na Dworcu Głównym. To świetny punkt odniesienia do szukania kogoś.