Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem bezpartyjnym, Bogusławem Sonikiem.

Przed nami sobota z konwencjami PiS, KO, Konfederacji i Trzeciej Drogi. Jakie ma pan plany na sobotę?

- Ja jestem bezpartyjny. Nie mam planów związanych z działalnością partyjną.

Plany niezwiązane z działalnością partyjną, ale mówiło się, że lista Trzeciej Drogi jest miejscem, gdzie pan trafi.

- Na pewno darzę sympatią to ugrupowanie. Mam wyjazd służbowy do Macedonii. Gdyby nie to, byłbym pewnie na konwencji Trzeciej Drogi.

Miejsce jest pewne? Były wskazania na numer 3.

- Ja jestem gotowy do pełnienia funkcji publicznych, ale nie ma jeszcze żadnych ustaleń.

Były wskazania, że trafi pan na listę Trzeciej Drogi. Słyszałem, że nie podoba się to liderowi listy, bo pan – podobnie jak Ireneusz Raś – ma w zwyczaju przeskakiwać tych, którzy są wyżej.

- Tak, ale Trzecia Droga składa się z dwóch ugrupowań. One będą typować swoich kandydatów. Zobaczymy.

Jak pan spogląda na ostatnie sondaży i obawy polityków Trzeciej Drogi, że próg 8% może być problematyczny?

- To przebrzmiała sprawa jednej wspólnej listy. Trzeba być konsekwentnym. Była decyzja o budowie Trzeciej Drogi. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Trzeba przyciągnąć wyborców. Polsce potrzebna jest racjonalna partia centroprawicowa. Ugrupowania, które plasują się dziś na prawicy, są radykalne. To PiS i Konfederacja. Nie można zapominać, że prawdziwy konserwatyzm i centroprawica budzi zaufanie spokojem, szacunkiem dla instytucji państwowych i nieużywaniem agresywnego języka w polityce.

Ostatnio pojawił się sondaż, w którym KO przekracza 30%. Nie żałuje pan, że opuścił pan PO?

- W życiu niczego nie żałuję. Moje odejście z PO było spowodowane pewną różnicą w sprawach światopoglądowych. Jestem zwolennikiem spokojnego, centroprawicowego ugrupowania. Takim zapewne jest Trzecia Droga.

Jest pan po rozmowach z najważniejszymi politykami Trzeciej Drogi? Ma pan pewne miejsce na liście w Krakowie?

- Nie ma żadnych ustaleń. Spotkałem się z szefem PSL, odbyliśmy życzliwą rozmowę. Ustaleń jednak nie ma.

Poprze pan ideę referendum ws. mechanizmu relokacji?

- Jeśli w ogóle, na pewno nie powinno mieć to miejsca przed wyborami. Referendum wydaje się zbędne. Większość obywateli RP nie wyraża zgody na taki mechanizm. Proszę też patrzeć całościowo. Z tym problemem borykają się Włochy, Grecja. My też musimy patrzeć, jak można być solidarnym z krajami, które są na froncie migracyjnym. Komisja Europejska okazała bezradność. Przez 8 lat nie ma żadnego mechanizmu. Teraz robią na gwałt coś, co wzbudza niechęć obywateli części Europy. Lepszy byłby dobrowolny fundusz, gdzie kraje by dobrowolnie wpłacały pieniądze, żeby wesprzeć kraje będące na migracyjnym froncie.

Na tym miałaby polegać polska solidarność? Nie na włączeniu się w mechanizm relokacji, ale fundusz?

- Tak mi się wydaje. Do tego wzmocniona rola Frontexu. On ma siedzibę w Warszawie. Nie słychać rzecznika Frontexu, który przedstawia sytuację migracyjną i odnosi się do tego, z czym Polska się boryka na granicy z Białorusią.

Jest pan pewny tych wyłączeń, o których mówi Komisja? Mechanizm relokacji, ale jak będzie zgoda, będą możliwe wyłączenia?

- Pewnie tak, ale to będzie zależało od dobrej woli Komisji Europejskiej. Może to też być czasowe. Słusznie pokazujemy liczbę uciekinierów wojennych z Ukrainy. To zasadne. Nie powinniśmy być tym objęci, ale to nie będzie trwało wiecznie. Mam nadzieję, że wojna się zakończy sukcesem Ukrainy i staniemy na nowo przed tym samym wyzwaniem.

Nie powiedział pan, że nie poprze pan referendum. Powiedział pan, że przed wyborami. Czyli bierze pan pod uwagę takie referendum, ale w innym czasie?

- Może w innym czasie. Tu jest jednak próba wykorzystania tej sytuacji do bieżącej walki politycznej. Tak być nie powinno. W czasie kampanii wzbudzi się wtedy niechęć do wszystkich uchodźców.

Wziął pan udział w referendum zarządzonym przez prezydenta Komorowskiego ws. JOW przed wyborami?

- Nie pamiętam. Prawdopodobnie tak.

To też było w kampanii.

- Tak i skończyło się fiaskiem. Nic to nie dało.

Jak pan ocenia pierwsze dni Igrzysk Europejskich? Opłaciło się to Krakowowi?

- Oczywiście, że tak. Sam prowadziłem duży projekt europejski – Kraków Stolicą Kultury Europejskiej - w roku 2000. Spotykałem się z różnymi opiami przed wydarzeniem. Potem wszyscy byli usatysfakcjonowani wydarzeniem, które trwało przez cały rok. Tu jest 10 dni, środki z budżetu państwa, dobra prezentacja na otwarcie. Życzę sukcesów sportowcom. Tak należy na to patrzeć.

Kraków skorzysta przede wszystkim finansowo?

- Skorzystał finansowo i przestał być czarną owcą przy dużych wydarzeniach. Przy Euro byliśmy na bocznym torze. Marszałek Kozłowski ma rację, mówiąc, że to przetarcie przez Zimową Olimpiadą.

Poparłby pan taką inicjatywę? Kiedyś mieszkańcy to odrzucili.

- Trzeba mądrzej to przeprowadzić. Poparłbym to, o ile będziemy pewni, że będzie śnieg.

Z tego co obserwujemy od 20 czerwca, widać, że Kraków podniesie rangę tej imprezy i następny organizator nie będzie miał problemu z przekonywaniem, że to impreza godna organizacji?

- Należy się szacunek organizatorom, którzy to tak szybko zrobili. Dotacja wpłynęła w ostatniej chwili. Mimo wszystko wygląda to na bardzo dobrze przygotowane. Każdy następny będzie brał przykład z krakowskiej organizacji.