Zapis rozmowy Sławomira Wrony z posłanką Nowej Lewicy, Darią Gosek-Popiołek.

Dlaczego mimo wielu deklaracji i chęci wspólnego rządzenia - myślę o ugrupowaniach, które zdobyły większościowy wynik po wyborach - wciąż nie udało się tego sformalizować i podpisać umowy koalicyjnej?

- Nie jest to kwestia, że czegoś się nie udało. Trwają rozmowy programowe. Musimy uzgodnić minimum. To proces, do którego trzeba podejść odpowiedzialnie. Wyborcy i wyborczynie nam zaufali. Mamy wielki mandat. Spokój i odpowiedzialność – tego wymagają rozmowy. To normalne, że one tyle trwają.

Nawet Adrian Zandberg mówi, że aby rozmawiać z prezydentem, jest potrzebna współpraca. W wypowiedzi dla TOK FM mówił, że aby rozmawiać z prezydentem, muszą się dokonać uzgodnienia, a ich jeszcze nie ma.

- One trwają. Wczoraj z ramienia partii Razem brała udział Marcelina Zawisza. Są przedstawiciele innych ugrupowań. Jako obywatele i obywatelki potrzebujemy deklaracji. One padły. Opozycja ma większość, ma chęć wypracowania porozumienia. Jesteśmy jednak odrębnymi partiami z różnymi programami i partiami. Musimy się umówić na pewne zasady. Ten proces trwa. Do 13 listopada mamy czas, jak rozumiem. Zostanie uzgodniony marszałek Sejmu, Senatu i prezydia.

Do uzgodnienia jest program. Są jednak wyraźne sporne kwestie. Przede wszystkim aborcja jest dyskutowana. Lewica opowiada się za dopuszczalnością aborcji do 12 tygodnia ciąży w umowie koalicyjnej. Temu sprzeciwia się Władysław Kosiniak-Kamysz. Jest tu szansa na kompromis?

- Będziemy do niego dążyć. Na stole jest rozwiązanie, które jest początkiem tych zmian, czyli ustawa ratunkowa autorstwa Magdaleny Biejat. Ona dekryminalizuje pomoc w aborcji. To już by zmieniło podejście. Kwestia aborcji nie jest rozwiązywalna tylko w ustawie. Mamy rozporządzenie, które może zabezpieczyć sytuacje, kiedy szpitale z przyczyn światopoglądowych odmawiają tego typu ratunku. Było to w Małopolsce i kraju widoczne w ciągu ostatnich miesięcy.

Dobrze rozumiem? Ta propozycja kompromisu zakłada, żeby zachować prawo, ale za złamanie prawa nic by nie groziło?

- Chodzi o to, że na przykład partner kobiety w niechcianej ciąży lub ciąży, która zagraża jej życiu i chce jej pomóc… Chodzi o to, żeby za to nie był karany. To ustawa ratunkowa. Ona nic nie zmienia poza tą jedną rzeczą. Różnic między partiami jest więcej. Dlatego trzeba to uzgodnić.

Pojawia się propozycja Władysława Kosiniaka-Kamysza, żeby w tej sprawie ogłosić ogólnokrajowe referendum. Jak pani się podoba ten pomysł?

- Mocno mówiliśmy, że nie zgadzamy się na referendum. To kwestia bezpieczeństwa i praw człowieka. Jesteśmy jednym z dwóch krajów w Europie, które mają tak restrykcyjne zasady. O pewnych rzeczach w referendum trudno dyskutować. Pytania referendalne nie zawsze trafiają w sedno. Mamy wątpliwości.

Referendum to jest narzędzie demokratyczne?

- Tak. Natomiast mamy do czynienia z kwestią życia i bezpieczeństwa kobiet. Im odmawia się podstawowego świadczenia ratującego często ich życie i zdrowie.

Czyli w tych sprawach demokracja może się mylić?

- Życie i zdrowie kobiety, która ma skomplikowaną ciążę, której donoszenie grozi śmiercią… Nad tym będziemy debatować w referendum? O tym mówimy. Mówimy o kobietach, które mają zagrożone życie i zdrowie.

Dziś, jak mówią specjaliści, w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia matki aborcja ciągle jest dopuszczalna.

- Te zabiegi nie są wykonywane. Słyszeliśmy traumatyczne doświadczenia z ostatnich lat. Kluczowym jest zabezpieczenie kobiet w ciąży. One nie mogą się bać. Muszą mieć pewność, że w szpitalu dostaną opiekę, bez znaczenia czy lekarz i położna są katolikami lub nie.

Ciągle aborcja zostaje tematem do rozstrzygnięcia i staje się kłopotem przy tworzeniu nowego rządu. To pokazuje, jak ważny jest ten temat...

- Nie jest kłopotem. Jest zobowiązaniem. Nie tylko politycy i politycy Lewicy o tym mówili. Koalicja Obywatelska też.

Jeden ze sztandarowych pomysłów Lewicy to 300 tysięcy mieszkań w 5 lat. To nadal aktualne w kontekście tego, co słychać też z ust przedstawicieli Lewicy, że ponoć finanse państwa są w fatalnym stanie?

- To bardzo ważny element naszego programu. On odpowiada na realne potrzeby i problemy setek tysięcy Polek i Polaków.

Uda się to zrealizować?

- Mam nadzieję, że uda się do racjonalnego rozwiązania przekonać. Zostało to sprawdzone chociażby w Wiedniu. Nie chodzi, żeby kredytami 0% lub 2% wspierać banki i deweloperów. Trzeba dać wybór. Jeśli nie stać mnie an kredyt, nie mam zdolności kredytowej, nie znaczy to, że do 35. roku życia będę mieszkała z rodzicami.

Co dziś mówi pani swoim wyborcom? Zrealizujemy tę zapowiedź? Nie ma zagrożeń?

- Tak, będziemy o to walczyć. To rzecz do zrobienia. Przez 20-30 lat nie mówiono o tym. To wielki błąd całej klasy politycznej. Teraz widać konsekwencje tego zawierzenia wolnemu rynkowi. W KPO są środki, które mają trafić do samorządów, żeby te remontowały pustostany, czyli mieszkania, które mogą być wynajęte, ale z przyczyn finansowych stoją puste.

Wierzy pani w zapowiedzi mówiące, że KPO zostanie odblokowany dla Polski? Niektórzy zachowują sceptycyzm w tej sprawie.

- Wierzę, że podejmiemy wszelkie działania, żeby pieniądze były Polsce wypłacone. To szansa na rozwiązanie wielu problemów, na rozruch gospodarki. Potrzebujemy tego. Wszystkie partie dzisiejszej opozycji są zdeterminowane, żeby wejść na ścieżkę przywracania samorządności.

Te działania trwają. Teraz będą jednak skuteczne? Co się zmieniło, żeby teraz te pieniądze wypłacić?

- W rządzie nie ma Zbigniewa Ziobry, który straszy polexitem, rozwala sądownictwo, ręcznie steruje prokuraturą, wszędzie wsadza swoich kolegów i koleżanki. To podstawa. Mamy chęć współpracy, której nie było. Deklaracje były tylko deklaracjami. Lewica głosowała za Europejskim Funduszem Odbudowy. Potrzebujemy tego.

Znowu będziemy dyskutować o jakości powietrza. Do końca kwietnia przyszłego roku w Małopolsce konieczna jest wymiana kotłów na węgiel i drewno, które nie spełniają żadnych norm emisyjnych. Ten termin raz już został przesunięty. W samorządach słychać, że nawet kilkadziesiąt tysięcy kotłów wciąż czeka na wymianę. Szukamy znowu okresu przejściowego, czy od kwietnia przyszłego roku mandaty i przymus?

- Nie mandaty. One nie zmienią sytuacji. To ważny element dyscyplinowania, ale jest potrzeba, żeby poprawić cały program.

Jak to zrobić? Co zmienić?

- Trzeba podnieść progi dofinansowania, ułatwiać procedury. W przypadku domów, których właściciele mogą mieć problem z procedurami, trzeba kierować dodatkowe wsparcie.

Uda się, żeby ten system zadziałał przed kwietniem przyszłego roku?

- To, że coś się może nie udać, nie oznacza, że mamy nie próbować. Mówiłam to na Sejmiku gdy podejmowano chwałę antysmogową. Bez wsparcia samorządów, które pomogą mieszkańcom, nic nie zrobimy. Przesuwanie terminów nic nie zmieni, jeśli nie zmienia się nic w samej dynamice przyznawania środków. To musi być inwestycja.