Sądeccy sadownicy wciąż odczuwają skutki rosyjskiego embarga na warzywa i owoce. Domagają się od rządu interwencyjnego skupu owoców. Senator PiS Stanisław Kogut zapowiadał też walkę o embargo na owoce spoza Małopolski. "To niemożliwe, takie pomysły tylko szkodzą" - mówiła posłanka Niedziela w porannej rozmowie Radia Kraków.

 


Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PO, Dorotą Niedzielą.

 

Wczoraj młodzieżówka PSL przyniosła ministrowi rolnictwa kotlet schabowy, który miał zachęcać ministra do działaś ws. afrykańskiego pomoru świń. Mamy już 17 ognisk tej choroby. Jak poważna jest to sytuacja?

- Bardzo poważna. Przedwczoraj była konferencja. Prosimy od sierpnia i bijemy na alarm. U drzwi Polski stoi katastrofa hodowli świń. Minister Jurgiel śpi. Cieszę się, że PSL zaniósł ten kotlet. To jednak poważna sprawa. W ciągu tygodnia to wzrasta. Ministerstwo sobie nie radzi. Może to wynik niekompetencji lub łatwego podejścia. Pamiętam, jak kilka lat temu wprowadziliśmy rygory dotyczące bioasekuracji i sprawdzania wszystkiego. Pomór afrykański trzymaliśmy w ryzach. To niebezpieczna choroba. Nie da jej się leczyć. Wybija się stada. Jak wirus przejdzie, to wszystkie hodowle trzody zostaną zlikwidowanie. Wtedy otwieramy rynek dla wieprzowiny zachodniej. To przerażające. Musimy zdać sobie z tego sprawę.

 

Jakie działania? Jest pani weterynarzem.

- Czekamy na mocne działania. Jakie? Zamknięcie tych okręgów. To podstawowe błędy. W jednym z ognisk wybito sztuki i przewożono je 300 kilometrów do utylizacji. To niewiarygodne. Tylko ścisłe rygory, nie tylko sanitarne, ale także policyjne, pomogą. To jest opisane w ustawie. Te zapisy powinny być wprowadzane. To stan wyjątkowy w rolnictwie. Nie tylko informacje, ale także silne działania operacyjne.

 

Te 17 ognisk to już przyczynek do mówienia o stanie wyjątkowym?

- Proszę zobaczyć na dynamikę. Przez kilka lat ogniska były tylko u dzików. Teraz są w hodowlach. W ciągu miesiąca jest ponad 10 ognisk. Straciliśmy kontrolę nad wirusem.

 

Do ministra rolnictwa apelują także sądeccy sadownicy poszkodowani przez rosyjskie embargo. Spotkanie w tej sprawie zorganizował senator Kogut. Rolnicy chcą interwencyjnego skupu i embarga dla owoców spoza Małopolski. Jak pomóc rolnikom z Sądecczyzny?

- 4 lata zajmowałam się rolnictwem w poprzedniej kadencji. Wtedy minister Jurgiel łatwo mówił, że ma receptę na pomoc rolnictwu i wszystko jest źle. Wypadałoby powiedzieć, że przyszedł na to czas. Nie widzimy realnych pomysłów. Jest wymiana szefów, prezesów. Za tym nie idzie żadne działanie. Nad ministrem zaczynają wisieć czarne chmury. One się skumulują w ulewę. Jest ustawa o ziemi, Janów Podlaski. Rolnicy powinni zobaczyć, jakie są efekty tych rządów. To spadek ceny ziemi, możliwe zatrzymanie eksportu wieprzowiny. Nie uda się jej wysłać do Chin. Chiny się usztywnią i nie pozwolą na eksport wieprzowiny.

 

Co z sadownikami?

- Sadownicy muszą walczyć o swoje. Powinni dostać wsparcie. Posłowie z naszego terenu powinni pomóc. Mogą wpłynąć na skup interwencyjny czy odszkodowania. Tam jest wiele problemów. To było robione w przeszłości, można powielić ścieżkę. Problem w tym czy minister rolnictwa ma wpływ na to, żeby minister finansów uruchomił rezerwę.

 

Postulat o embargu regionalnym? W Małopolsce tylko owoce z Małopolski. Co pani na to?

- To niemożliwe. Nie można zabronić wprowadzania innych owoców. Senator to wie. Mówiąc to sadownikom, robi krzywdę swojemu ministrowi. Taka sama sytuacja mogłaby dotyczyć innych terenów Polski. Budowanie lokalnego patriotyzmu, między innymi przez kupowanie lokalnych produktów, trwa od dawna. Konsumenci już czytają etykiety produktów. Sprawdzają, skąd są warzywa czy owoce. To wielki koncern czy od miejscowego hodowcy? To jest ważne. Trzeba to podkreślać i edukować ludzi. Trzeba pokazać, że mają prawo wymagać opisu. Oni muszą wiedzieć. To są działania, które powinny być podjęte dla wzmocnienia miejscowego producenta. Oznakowanie leży w gestii producentów. Tu senator Kogut i minister powinni pomóc. Są pieniądze. Producenci powinni lepiej reklamować swoje produkty.

 

Wspomniała pani ustawę o obrocie ziemią. Obowiązuje od 3 miesięcy. Rozmawialiśmy przed jej przyjęciem. Tymczasem Agencja Nieruchomości Rolnej zablokowała do tej pory jedną sprzedaż. Było jednocześnie 400 decyzji pozytywnych. Jakoś nie widać problemu.

- To są 3 miesiące. Efektem była szybka nowelizacja, którą ministerstwo chce sprzedać jako sukces. To był jednak błąd. Pokazała to opozycja. Mam w biurze poselskim nazwiska ludzi, którym odmówiono kredytu w związku z tą ustawą. Udało się to zmienić nowelizacją, ale to uczenie się na żywym organizmie. Tak się nie robi. Są opinie. Jak nie chce się wierzyć opozycji, to trzeba sprawdzić u ekspertów. Druga sprawa to rynek pokazuje, że spada cena ziemi. To zła wiadomość. Cena ziemi to wartość dla rolnika i posiadacza ziemi. Jego kapitał i możliwość zabezpieczenia inwestycji spada. To może się pojawić w ciągu 2 lat. To co najgorsze, wychodzi po czasie. Przez 2 miesiące były zamrożone wszystkie umowy kupna i sprzedaży. Notariusze nie byli pewni, co jest konsekwencją zapisów. To trwało 2 miesiące.

 

Tą ustawą zajmie się także TK.

- Tak. Jako PO złożyliśmy wniosek do TK. Mamy informacje, że TK połączył nasz wniosek z wnioskiem RPO i poszerzył go. Będzie to rozpatrywane wspólnie.