Mam za sobą kilka wyjść w polskie góry - Tatry, Bieszczady i przyznam, że nie jestem w stanie zrozumieć kogoś, kto jest osobą niewidomą i ma przyjemność z górskich wypraw. Przewracałem się, wpadałem w drzewo, takie sytuacje mnie zniechęcały. Ktoś, kto widzi, może iść w góry dla widoków. A ty?

Każdy powinien dopasować aktywność do swoich potrzeb. Ja szalenie lubię relacje z ludźmi, a góry dają na to bardzo dużą możliwość. Tam bycie z asystentem to budowanie relacji ramię w ramię, przy tych niebezpieczeństwach, o których mówisz. Moi znajomi mówią, że uprawiam dynamiczną jogę w górach, bo jak widzą, jak moje kostki się wyginają, to mają przekonanie, że za chwilę będzie trzeba wzywać helikopter. Po górach chodzę dużo i jeszcze nie było takiej potrzeby, nawet nie trzeba było mi pomagać schodzić. Dla mnie relacja jest najważniejsza, ale ważne jest też odbieranie przyrody - tam jest mnóstwo fajnych zapachów, dźwięków, których da się doświadczyć tylko w górach, ale także poczucie przestrzeni. Poza tym chodzę z ludźmi, którzy lubią opowiadać o tym, co się wokół znajduje. Na Kilimandżaro idę z Michałem, już niejedna góra za nami, między innymi Teide. Na tej górze była bardzo trudna ścieżka, byliśmy ponad 12 godzin na szlaku, niewiele odpoczywaliśmy, bardzo ostre, bazaltowe skały wulkaniczne poraniły mi nogi, ale miałem ogromną satysfakcję i czułem ogromną wdzięczność do Michała.

Używasz słowa „asystent”, mam wrażenie, że używasz go zamiast określenia „przewodnik”. Robisz to celowo?

Trochę tak, bo przewodnik to jest ktoś, kto też wyznacza cel, a tu wyznaczamy sobie cel wspólnie i ten cel wspólnie realizujemy.

Jak technicznie wygląda poruszanie się trojga osób niewidomych w wysokich górach, na Kilimandżaro wraz ze swoimi asystentami?

Myślę, że to będzie tak jak na tatrzańskich szlakach, czyli tam, gdzie jest trochę szerzej, idzie się bardziej klasyczną metodą, trzymasz asystenta za łokieć, za plecak i tyle. Ostatnio opracowywaliśmy nową metodę chodzenia, bo niestety w wąskich miejscach, które też się w Tatrach spotyka, bardzo źle się idzie, nie da się iść obok siebie, nawet jak się częściowo schowam za asystenta, to jest to bardzo uciążliwe. Jak byliśmy na Babiej Górze, to opracowaliśmy system, że troczymy kij trekkingowy do plecaka. Mogę się przytrzymać, a to nie zagraża Michałowi. Mogę iść bardziej za nim, ręka mi się nie męczy, bo nie muszę jej trzymać w górze.

Kiedy zaczynacie wyprawę na Kilimandżaro?

Wylatujemy 26 sierpnia, kolejny dzień jest na to, żeby się zaaklimatyzować w Afryce, w Tanzanii. Pewnie zrobimy sobie małą wycieczkę, trzeba będzie poczekać też ewentualnie na bagaże, które mogłyby nie dotrzeć. Bez sprzętu na Kilimandżaro byłoby trudno wyjść, potrzebujemy oczywiście mat, śpiworów, rękawic i sporo innego sprzętu. Planujemy, że w ciągu pięciu dni od startu, czyli na początku września staniemy na szczycie Kilimandżaro.

Jakie masz obawy przed tą wyprawą?

Na początku bardzo się bałem, że po prostu nie dam rady, że zawiodę ludzi, którzy idą ze mną. Jeżeli ja nie wyjdę, to Michał też nie wyjdzie. Przegadaliśmy ten temat i trochę w głowie to poukładałem, że droga na szczyt bez względu na to, gdzie się skończy, jest celem samym w sobie i naprawdę ogromną wartością. Jeżeli organizm powie stop i będzie zagrożenie życia, to nie będziemy się tam pchali na siłę. Na pewno zrobimy wszystko, żeby się tam znaleźć. W tej chwili to, co mnie najbardziej przeraża, to zachowanie higieny. Nie będziemy mieli dostępu do prysznica, do wygodnej toalety, a to nie jest kwestia jednego, czy dwóch dni, tylko będziemy tam prawdopodobnie siedem lub osiem dni.

Czy kontaktowałeś się z Łukaszem Żelechowskim, który również jest niewidomy i brał udział w wyprawie na Kilimandżaro?

Nie, nie znam Łukasza, więc trudno mi było się do niego odezwać. Idziemy z bardzo doświadczonymi ludźmi, lekarka, która idzie z nami, specjalizuje się w chorobach wysokościowych i była już na niejednym szczycie powyżej siedmiu tysięcy. Będzie też dziewczyna z GOPR-u, która ma duże doświadczenie w wysokich górach. Michał też już był powyżej 5 000 metrów. Doświadczenia, które wyniosłem z gór, z naszych biwaków też mnie uspokajają.

Rozpocząłeś jakiś specjalny program treningowy przed wyprawą?

Stosunkowo niewiele zmieniłem w swoich treningach. Zdarza mi się biegać, także po terenach pagórkowatych, zazwyczaj od siedmiu do dwunastu kilometrów. Jak chodzimy po górach, to widzę, że wycieczki 20 km jednego dnia to nie jest problem. To powinno wystarczyć na Kilimandżaro, bo tam idzie się niezwykle wolno. Brakuje powietrza od pewnej wysokości i jak się idzie szybciej, to można nie dać rady. Natomiast sama wysokość to będzie test na miejscu, bo każdy organizm zachowuje się inaczej. To jest zagadka i na nie da się na to przygotować.