Zapis rozmowy Marcina Golca z wójtem gminy Tarnów, Grzegorzem Koziołem.

Komunikacja gminna to serial, który lokalnie toczy się od dwóch lat. Trochę się nie udało dogadać z miastem na początku. Potem był szach mat dla miasta Tarnowa, czyli gmina sama zrealizowała komunikację, która działa. Jest jednak chyba ostatnio wola porozumienia ze strony gminy i miasta. Mówię o internetowych wpisach i zaczepkach. Pan i prezydent Tarnowa mówicie, że może warto się znów połączyć.

- Seriale kojarzą mi się z Brazylią i Argentyną. One są bardzo długie. Tu bym chciał, żeby on był krótki. Rzeczą nienormalną jest, że my szukamy samodzielnej komunikacji. Mając komunikację na miejscu, szukamy innego rozwiązania. Jesteśmy chyba jedyną gminą wiejską w Małopolsce lub nawet w skali kraju, która sama podjęła się zorganizowania komunikacji na taką skalę. To wielki zakres pracy, 5 milionów złotych. Problem to finanse. Przez 20 lat była komunikacja wspólna i były jasne zasady rozliczenia. Autobusy jeżdżące po gminie Tarnów były opłacane przez gminę. Autobusy wjeżdżające do Tarnowa były opłacane przez miasto. Przełom nastąpił gdy pan prezydent uznał, że autobusy jeżdżące przez gminę Tarnów mają być opłacane przez gminę Tarnów, a te które wjadą do Tarnowa, dalej będą opłacane przez gminę i jeszcze do tego każda linia ma być obliczana inaczej. To nas poróżniło. To była i jest dla mnie ciągle rzecz absurdalna. Jesteśmy otwarci. Są umizgi, dobre słowa, ale życie jest życiem. Komunikację mamy, ale chcemy być doskonali. Mieszkańcy mówią, że autobusy są gorsze niż w Tarnowie. Jasne, że tak. To jak Dawid i Goliat. Cieszymy się, że są. Że są trochę droższe? Oczywiście. Jak wozokilometr jest długi z Jodłówki-Wałek do centrum Tarnowa, musi to drożej kosztować. Na pewno kiedyś dojdzie do porozumienia z Tarnowem. Musimy jednak myśleć o naszych mieszkańcach. Mamy umowę z Urzędem Marszałkowskim. Będziemy mieli komunikację wojewódzką. 3 złote wozokilometru pozyskanego z pieniędzy ministerialnych, może do nas trafić na obniżenie kosztów. To zysk. Jakość też będzie lepsza. Nie boję się. Jestem od dużych wyzwań, ale to będzie coś nowego. Mieszkańcy chcą już, ale nie da się zrobić komunikacji w rok.

Przez ten czas, kiedy ten konflikt był, udało się spotkać z prezydentem twarzą w twarz i powiedzieć: „robimy”?

- Udało się. Rozmawiamy. U pana prezydenta widzę wolę współpracy. Prezydent patrzy materialnie na każdą złotówkę. Nie patrzy jednak jak dobry biznesmen. Tłumaczę panu prezydentowi. Mówię mu: „Romek, słuchaj. Jeśli wozokilometr kosztuje u was 11 złotych i macie tam całą administrację, biura, obsługę, to nasz wozokilometr dodatkowo jest tylko przy okazji. Obniżmy to. Nie może być 11 złotych. Niech on kosztuje 8 złotych”. Tak chcę przekonać. Popatrzmy też na mieszkańców. Dla mieszkańców gminy i mieszkańców Tarnowa to będzie plus. Staniemy razem, podamy ręce, ogłosimy sukces. Tego jeszcze nie ma. Mam nadzieję, że będzie. Ja nie mogę jednak czekać. Mamy zagwarantowaną umowę z Urzędem Marszałkowskim. Jest bardzo dobra współpraca. Jakby się okazało, że będzie kiedyś porozumienie z Tarnowem, możemy zmienić reguły gry z Urzędem.

Nawiążę do wątku lepszego biznesmena. Ostatnie rozdanie pieniędzy na zabytki. Miasto – 0, gmina – ponad milion.

- Teraz już idą legendy, dlaczego tak się stało. Jestem samorządowcem. Nie powiem, kto jest lepszy, kto gorszy. Była prosta zasada. Powiem brutalnie. Przed rozdaniem wiedzieliśmy, że w puli krajowej są 3 miliardy. W puli wojewódzkiej – 200 milionów. Przelicznik jest prosty, na samorząd po milion złotych. Idea była jaka? To pierwszy program ogólnopolski. Tego wcześniej nie było. Zabytki niszczały. Komu warto pomóc? Miastu Kraków, Warszawa czy Wrocław, które mają wielkie budżety i dochody? Warszawa ma centralne instytucje, wielkie pieniądze. A może lepiej pomóc maleńkim gminom, które mają 3000 mieszkańców i nie mają budżetu? W życiu nie odbudują tych zabytków.

Koszty odbudowy takich obiektów są duże.

- 100 lat temu były budowane przydrożne kapliczki, krzyże, dwory. Cała elita patriotyczna Polski to było ziemiaństwo. Ono zostało zniszczone. Dwory gdzie były? Na wsiach. To zostało. To albo niszczeje, albo kupuje to biznesmen i robi SPA dla bogatych. Może to też wziąć samorząd i przekazać mieszkańcom.

Gmina ma doświadczenie w realizacji takich rzeczy…

- Można krytykować rząd, wiele mówić, ale nie można zarzucić tego pomysłu. On jest fantastyczny. To pomoc najsłabszym. Jak w puli było milion złotych na samorząd i zasada zero-jedynkowa… Jak napisałeś wniosek na 3 miliony, nie możesz dostać 1,5 miliona. Można dostać albo 0, albo 3 miliony. Wszyscy to wiedzieli. Wszyscy samorządowcy powiatu tarnowskiego posłuchali sugestii. Pani poseł Pieczarka je przekazała. Mówiła, żeby pisać małe i duże wnioski. Tak zrobiliśmy. Też nie dostaliśmy na dwór w Radlnej wielu pieniędzy, ale mamy na 5 zadań po 150 tysięcy.

Teraz Wola Rzędzińska. Miasteczko jest to ostatnio punkt obowiązkowy dla polityków. Jest też temat basenu. Mieszkańcy mówią, że trochę za długo trwa zamknięcie w wakacje.

- Wola Rzędzińska miasteczkiem chyba nigdy nie będzie. To wieś z tradycjami. Nie wiem, czy wszyscy wiemy, ale Wola Rzędzińska ma prawie 6000 mieszkańców. Proszę pokazać taką wieś. To jedna z największych wsi w Małopolsce i w Polsce. Wola Rzędzińska ma tytuł najpiękniejszej wsi Małopolski. Tam mamy basen, piękne boisko sportowe. Jak prezydent oddawał boisko, obejrzał to. Teraz przyjeżdżają tam kluby sportowe z 1. Ligi i Ekstraklasy na treningi. Na wieś, do nas. Mówimy o tym, że politycy przyjeżdżają. To dobre lobby. My tylko na tym możemy skorzystać. Ważne jest, kto przyjedzie. Polityka była, jest i będzie. Nikt nie wymyślił lepszego systemu demokratycznego jak walka partii politycznych.

Jeszcze ten zamknięty basen. Zwykle to było kilka dni, teraz jest dłużej.

- Mieszkańcy nie wiedzą, ale basen wymaga kontroli, renowacji, konserwacji. Chodzi o bezpieczeństwo. To odpowiedni czas. Bo kiedy? To basen szkolny, rehabilitacyjny, basen dla dzieci. Obłożenie jest w roku szkolnym. W wakacje nie ma tam wielu ludzi. Pracownicy też potrzebują urlopu. Jednak 15-16 sierpnia znowu będzie czynny.

Ostatnio modne jest hasło: „wszystkie ręce na pokład” w kontekście list do wyborów parlamentarnych. Po obu stronach mówi się, że samorządowcy będą proszeni o start w wyborach. Były takie telefony do pana?

- Odpowiem krótko. To wielka satysfakcja dla samorządowców. Gdy są wybory i trzeba zdobyć wiele głosów, sięga się po ludzi doświadczonych, którzy są blisko ludzi. Dla nas to satysfakcja. Samorządowcy mają propozycje od lewa do prawa. To normalne. Z drugiej strony ja odpowiadam za siebie. Ja w polityce samorządowej jestem od 18 lat. Zawsze kandydowałem jako bezpartyjny. Tak zostanie. Trzeba to oddzielić. Wójt, burmistrz i prezydent jest albo politykiem, albo samorządowcem. Jak chcę być dobrym wójtem, muszę być dla mieszkańca z każdymi poglądami. Nie należy tu dzielić. Polityka poza samorząd. Jesteśmy dużą gminą. W naszej radzie gminy są wybory, startują komitety partyjne, ale zaraz po wyborach one się rozwiązują i działamy wspólnie. Tak powinno być. Rzeczą dopuszczalną jest, że samorządowiec uzna, że spełnił się i teraz chce pokazać swoje poglądy. Mówi się, że ktoś jest bezpartyjny i chowa swoje poglądy. Nie. Każdy człowiek, który ma charakter, ma poglądy. Jak ktoś nie ma poglądów, oszukuje. Każdy je ma i powinien mieć. Chowamy je jednak. Jak ktoś chce iść do polityki to ok.