Zapis rozmowy Jacka Bańki z burmistrzem Trzebini, Jarosławem Okoczukiem.

Wczoraj Spółka Restrukturyzacji Kopalń zaprezentowała wyniki badań gruntu georadarem po serii zapadlisk w Trzebini. Dziś najczęściej przywoływanymi słowami z tego spotkania jest stwierdzenie, że nadużyciem byłoby powiedzenie, że budynki mieszkalne nie są zagrożone. Jak mają to rozumieć mieszkańcy Trzebini?

- Jak widzimy, wczoraj po ogłoszeniu wyników badań, stwierdzono jasno. Zawężono obszar zagrożony. Mówimy o południowej części cmentarza, południowej części ogródków działkowych, przy ulicy Jana Pawła II i Górniczej. Było analizowanych mnóstwo ulic: Młyńska, Kopalniana, Odkrywkowa, Górnicza, Styczniowa, Dyrekcyjna, Zwycięstwa. Tam nie stwierdzono potrzeby wykonywania uzdatniania gruntu. To świadczy, że ten teren może być nadal wykorzystywany jak do tej pory. Tak ma miejsce. O tej całej sytuacji wiemy od ponad 20 lat. Dokumentację posiada miasto, jest to dostępne. Radni wielu kadencji o tym świetnie wiedzą. Mieszkańcy także.

Można jasno powiedzieć dziś, że domy mieszkalne w Trzebini nie są zagrożone?

- W obszarze objętym pracami badawczymi – tak. Obszar 80 hektarów przebadano. 16 hektarów to teren niezbędny, żeby wykonać uzdatnianie gruntu. Te 16 hektarów jest niebezpieczne. Muszą być kolejne kroki.

Co z kolejnymi badaniami? Będzie ciąg dalszy. Dlaczego badania były prowadzone w miejscach, gdzie były już zapadliska, a nie tam, gdzie są domy mieszkalne?

- Teoretycznie cała procedura była związana z faktem pism, które kierowaliśmy. Nie zgodzę się. Podnosiliśmy kwestię zbadania cmentarza, ogródków działkowych i wielu przyległych ulic. Nie mam tego samego zdania, co jeden z mieszkańców. Należy to inaczej traktować. Wnioskowaliśmy o ten rejon. Został on zbadany. Nie poprzestaniemy na tym. Będziemy wnioskować o kolejne badania.

Kiedy kolejne badania? Jakie fragmenty miasta zostaną nimi objęte?

- Na pewno najważniejsze są tereny, gdzie jest zabudowa mieszkaniowa. Ważnym elementem jest rozpoczęcie badań geotechnicznych przy ulicy Sportowej. Tam jest kompleks budynków mieszkalnych, deweloper chciał budować blok. On znał strukturę gruntu. Mówimy też o południowej stornie ulicy Górniczej. Tam jest zabudowa mieszkaniowa, jest kościół. Zakres prac badawczych jest poszerzany.

Sportowa i Górnicza to pierwsze miejsca?

- Tak. To główne dwie ulice wyznaczone. Warto powiedzieć też o ulicy Odkrywkowej i Dembowskiego w celu upewnienia się. Nie było tam płytkiej eksploatacji, ale zawnioskowałem do SRK o kontrolne prace wiertnicze na osiedlu Gaj. Trzeba mieć gwarancję, że ten teren jest bezpieczny.

Jak pan odczytuje nastroje społeczne po tym spotkaniu? Mieszkańcy odetchnęli z ulgą?

- Do tematu trzeba podejść z powagą. Nie można oczekiwać zmiany czegoś, co przez 200 lat było wykorzystywane przez ludzi. Dziś są te deformacje. To nie jest następstwo dzisiejszych prac. Niestety dziś jest kumulacja tych deformacji. Jestem przekonany, że powodem jest bandyckie zamknięcie KWK Siersza. To się przyczyniło do rosnącego poziomu wody, która zmierza do powierzchni.

Mówi pan o bandyckim sposobie zamykania kopalni. W tej sprawie skierował pan pismo do prokuratury. Wojewoda też skierował pismo do prokuratury i do Urzędu Górniczego z pytaniem, czy likwidacja KWK Siersza przebiegała w sposób właściwy. Co dziś da ta wiedza?

- Zgadza się. Skierowałem pismo do prokuratury w ubiegłym roku, żeby ustalić podmiot odpowiedzialny za tę sytuację. Chcemy wiedzieć, czy decyzja o likwidacji zakładu była podjęta w prawidłowy sposób. W przypadku prokuratury jestem zażenowany odpowiedzią. Ona wybrzmiała tak, że dziś ja powinienem odpowiedzieć, co ja zrobiłem, żeby przeciwdziałać zapadliskom. To nieporozumienie. Mam nadzieję, że prokuratura zadziała, jak oczekuję ja, miasto i mieszkańcy.

Te pytania do Urzędu Górniczego i pisma do prokuratury mogą skutkować odpowiedzialnością personalną?

- To ponad 20 lat. O personalnej odpowiedzialności nie będziemy mówić. Jest sukcesja władzy i podejmowanych decyzji. Dla mnie najważniejsze jest zagwarantowanie bezpieczeństwa mieszkańców. Muszą być środki w budżecie państwa, które mają zadośćuczynić tragediom i przeciwdziałać zagrożeniom na przyszłość. Do tego kwestia zadośćuczynienia z uwagi na utratę wartości nieruchomości. Trzeba to podkreślać.

Kto tymi odszkodowaniami powinien się zająć? Mówi pan o sukcesji. SRK prawie jest następcą KWK Siersza.

- Zgadza się. Wnioski będą do SRK. Pamiętajmy jednak, że SRK ma swojego przełożonego. To stosowny minister. Zgodnie z decyzją ministra środowiska z 9 września 2004 roku stwierdzono wygaśnięcie koncesji i zobowiązano SRK do prowadzenia monitoringu i podjęcia działań zabezpieczających. To SRK i finalnie resort.

Czyli do ministerstwa z wnioskami o odszkodowania będzie się pan zwracał?

- Będę się zwracał do SRK, ministerstwa, pana premiera. Do każdego napiszę pismo, żeby był efekt dla mieszkańców.

Co może spowodować stabilizacja gruntu, to uzdatnianie? To może powstrzymać te zjawiska? Ile potrwa taka stabilizacja gruntu?

- Działania, które są podejmowane przez SRK mają na celu zahamowanie procesu powstawania deformacji. To priorytet już dziś realizowany. Co do ewentualności przyszłych deformacji, trzeba to monitorować na bieżąco. Musi być kontakt z SRK. Ona, zgodnie z obietnicą ministra Dziadzio, jest objęta nadzorem. Chodzi o wykonanie też alternatywnych badań, żebyśmy czuli się bezpiecznie na części osiedla Gaj i Siersza.

Badania i stabilizacja gruntów?

- Tak. Badania i wypadkową tego jest decyzja. To stabilizacja przez uzdatnianie gruntu. Jest też czarny scenariusz, czyli przesiedlenie, ewakuacja do terenów możliwych do zabudowy, jak oczekują mieszkańcy.