Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z senatorem Jerzym Fedorowiczem z Platformy Obywatelskiej, przewodniczącym senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu.

 

PO bez Stefana Niesiołowskiego to jest ta sama Platforma?

- Troszkę inaczej. Szkoda mi. Każda strata jest bolesna, ale pewnie nie mogli się z szefem porozumieć. Szef może być jeden. Byli ludzie, którzy chcieli konkurować z Tuskiem, Palikot i inni i musieli odejść. Żałuję Stefana. To człowiek mi bliski. PO powie o sobie 1 października na kongresie w Gdańsku. Nie będzie programu, ale jest masa spotkań. W Krakowie było ciekawe spotkanie. Zbiór z tych 30 konwencji będzie materiałem do opracowania.

 

Stefan Niesiołowski udzielił Rzeczpospolitej wywiadu. Pan się uważa za rozsądną część PO? Stefan Niesiołowski mówi, że rozsądna część PO powinna doprowadzić do zmiany przewodniczącego partii.

- Ja jestem rozsądny. Widzę w Grzegorzu Schetynę silnego przywódcę, który ma cel i go realizuje. Nie jest to proste. Walka o przywództwo zawsze trwa, chociaż tak nie jest w PiS. Nie będę mu przeszkadzał. Wszystko co mam do powiedzenia jest wysłuchane. Ja mogę mówić własnym głosem. Stefan Niesiołowski też mógł. Jak my uważamy, że trzeba się przeciwstawić PiS to powinna być jedność. Wczoraj słuchałem o tym, że kiedyś prawica się rozsypywała, ale Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się to złączyć. Siły opozycyjne jak chce uzyskać mandat w następnych wyborach to muszą iść razem. To dwie różne wizje państwa. Niech decydują wyborcy. Stefan się zawsze przyda. On ma bardzo ostry język. Nie wytrzymał tego nawet prezes Kaczyński. Niesiołowski był atakowany, ale nie boi się mówić prawdy. Jak w tej prawdzie mieszczą się takie elementy, że jego zdaniem Schetyna się nie nadaje to ja jestem przeciwnego zdania.

 

Pan pamięta czasy jak pan w 2005 roku stawał się posłem? Był entuzjazm w PO i PiS, że teraz będzie nowa jakość w polityce – POPiS. Kraj był zmęczony wszystkim od czasu afery Rywina. Te 11 lat pana w polityce jakie były? Ma pan poczucie rozgoryczenia czy udało się coś zmienić?

- Doceniają to koledzy z PiS. Przede wszystkim udało się uchronić przez te 8 lat kraj od kryzysu, który zapanował w Europie. To nie jest tylko zasługa PO i PSL. To zasługa wszystkich Polaków. Formacja, która proponuje obywatelom, że nie da podwyżek budżetówce i mówi, że prosimy o cierpliwość... Przy tylu nieszczęściach te 8 lat oceniam pozytywnie. Według mojego pojęcia i wiedzy, nie udałoby się nam wygrać wyborów. Liczyliśmy, że uzyskamy 18-20%. Taka jest natura społeczeństwa. To są badania. Nagle się okazuje, że jest 24%. Władze PiS uzyskał, bo lewa strona nie weszła do Sejmu. Jest czas PiS. Oni korzystają z tych osiągnięć. Jak idą do wyboru i mówią, że kraj jest w ruinie a potem stać ich na te programy to znaczy, że to są osiągnięcia poprzedniej ekipy. Ja czytam. My, jako społeczeństwo, nie dojrzeliśmy do prawdziwej polityki.

 

Przed dwoma dniami na senackiej komisji gościł u państwa Dariusz Jaworski, nowy dyrektor Instytutu Książki w Krakowie. Pan wcześniej mówił, że ma wątpliwości, które chciałby rozwiać. Jakie to wątpliwości i czy pan je rozwiał?

- Chcieliśmy się spotkać. To wymóg zresztą. Chodziło o to, żeby odpowiedzieć na pytanie czy polska książka jest zagrożona. Chodzi o to co się wydaje, jak się tłumaczy i jak promować literaturę.

 

Czytelnictwo w Polsce od rządzącej opcji nie zależy.

- Oczywiście. Nikt nie ma pretensji. Poprzedni dyrektor Gauden przez lata uzyskał ogromny autorytet w Europie i kraju. To było wyraźne. On przyjeżdżał na spotkania czy eventy. Do tego zaprotestowało 30 najwybitniejszych pisarzy polskich.

 

Przed dyrektorem Jaworskim te wszystkie rzeczy są.

- Tak, ale byliśmy zaniepokojeni tym co się działo. Zwykle dyrektorzy pozbywają się poprzedników. Teraz jak odchodzą niektórzy ludzie to mi się wydawało, że to błąd. Jak dyrektor mówi, że oni sami zrezygnowali i są różne powody to ja przypominam, że często odchodzi merytoryczny pracownik, bo nie zgadza się z programem, który proponuje jego szef. Tyle, że aby ich zastąpić, muszą być osoby, które wiele potrafią.

 

Wątpliwości pan rozwiał?

- Plotka o tym, że Instytut zostanie wyprowadzony z Krakowa okazała się nieprawdą. Dyrektor powiedział, że będzie niezależny od nacisków. Zobaczymy.

 

Jest dobrym pomysłem myślenie o superprodukcji historycznej dotyczącej wielkich bohaterów polskiej historii? Mel Gibson? Tom Cruise? Może pan widziałby tu inną gwiazdę?

- Jak ktoś się nie zna to chce gwiazdora. Minister Błaszczak zna się akurat na policji. Gwiazda może być. Nie ma problemu. Podałem wersję kogo warto zagrać. To generał Anders. Niesamowita historia. Bolszewicy, wrzesień, Łubianka. Tylko trzeba 100 milionów dolarów. Inaczej to się nie przebije.

 

Czyli nie stać nas na to?

- Minister powiedział, że ma. Słuchałem wczoraj Agnieszki Holland. Ona mówiła podobnie. Jak ma nas obejrzeć cały świat to trzeba włożyć w produkcję i promocję ogromne pieniądze. Wtedy taki gwiazdor grający Andersa...

 

Czyli pomysłowi nie mówi pan nie, ale pieniądze to ważna sprawa?

- Grałem w Potopie. Co panu będę mówił. Wtedy widocznie drukowano pieniądze, ale film powstał i chodził po ekranach.

 

Przyznał się pan przed wejściem na antenę, że serialu „Artyści” na antenie TVP pan jeszcze nie widział. Monika Strzępka i Paweł Demirski są twórcami tego dzieła. Przez 16 lat był pan dyrektorem w Teatrze Ludowym. To doświadczenie potwierdza, że bycie dyrektorem teatru to jest takie istne piekło?

- Są aktorzy i aktorki. Wszyscy są emocjonalni. Aktorki mają zmarszczki, widz nie przyjdzie, krytykom się nie podoba. Pan sobie to wyobraża? Zaraz mam recenzję od was. To nieustanne napięcie i walka. Jak prowadzi się teatr między dwoma boiskami szkolnymi tak jak ja miałem to, żeby mieć 90 tysięcy widzów, a tyle osiągałem, to przecież pan pamięta. To szaleństwo. Jak nam biją brawo to jednak jest super. To jest piękne.