Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem Suwerennej Polski, Norbertem Kaczmarczykiem.

Jaką część głosów wyborców na terenach wiejskich może stracić Zjednoczona Prawica po porozumieniu AgroUnii z KO? Ile może zabrać Michał Kołodziejczak?

- Uważam, że ten przepływ elektoratów jest zbyt drastyczny. Pan Kołodziejczak zdecydował się na start z PO. Dla niego to dobry ruch, jest szansa, że się dostanie do parlamentu, ale zniszczył swoje ugrupowanie. Nie będzie tam ruchu społecznego. To już tylko indywidualny start. Zjednoczona Prawica wypracuje ofertę dla wsi. Nie oglądamy się na innych. Moja analiza jest taka, że więcej mógłby odbić innym partiom, jakby budował sam lub z mniejszymi ugrupowaniami. Przyłączenie się do Donalda Tuska jest końcem tej kariery politycznej. To wejście w konglomerat partyjny.

Szef AgroUnii mówił, że był zachęcany do rozmów przez obecnego ministra rolnictwa. Minister Telus temu zaprzeczył. Pan by wolał mieć AgroUnię po stronie Zjednoczonej Prawicy?

- Nie. Ja jestem przeciwnikiem takich rozwiązań, gdzie nie da się rozmawiać, są tylko ataki, hejt, niszczenie drugiego człowieka, ataki, agresja. To człowiek, który jest dla kariery politycznej w stanie zniszczyć każdego. Jak będzie to mógł robić w tamtej partii, też nie będzie miał skrupułów. Nie chcę rozmawiać z takimi ludźmi. To nie jest normalny dialog. Dla rolnictwa trzeba pracować, usiąść do stołu, budować programy, a nie krzyczeć. Rolnicy, którzy za nim poszli, mają dziś wielkie problemy. Michał Kołodziejczak nie pozałatwiał różnych zezwoleń przy protestach. Czasem ci ludzie mieli problemy związane z wymiarem sprawiedliwości. Robili rzeczy kuriozalne. Palenie opon w centrum Warszawy? Ten człowiek narażał rolników na niebezpieczeństwo. Oni nie chcieli już jeździć na te protesty. Protesty są ważne, ale trzeba mieć zdrowy rozsądek.

Cała Polska jednak oglądała dyskusję ministra Kowalskiego z Michałem Kołodziejczakiem na korytarzach ministerstwa rolnictwa. Z dwóch stron była emocjonująca rozmowa. Padały słowa o „podnóżku Tuska” i słynne „Janusz nie przeginaj”.

- Ja bym zaczął, czy do siedziby Radia Kraków da się tak wejść łatwo, dostać się do studia i rozmawiać o tym, jak wyglądać powinna audycja? Nie. Ochrona pilnuje budynków i ministerstwa. Grupa chuliganów weszła do ministerstwa i budowała swoją narrację. Jak im się udało wejść i dlaczego są takie historie? To nie są partnerzy do rozmów. Ci ludzie chcę podpalić Polskę, jak Donald Tusk. To jego ludzie, widać to. Oni zawsze szukali dziury w całym. Nawet jak były porozumienia, rozmowy, facet w jednej chwili krzyczy, potem mówi, żeby się druga strona nie denerwowała. To dziwne praktyki. To nie jest normalne podejście do polityki.

Nie żałuje pan, że w referendum zabraknie pytania, które wprost by się odnosiło do polskiej wsi i rolnictwa?

- Odnosi się. Wyprzedaż majątku narodowego robiła ekipa Tuska, wcześniej Balcerowicza. Wyprzedawało się przemysł agrotechniczny, przetwórczy. To ubożało polską wieś, był zastój na rynkach. To się dalej odbija czkawką. Projektowaliśmy programy, które to zmieniały. Ponad 4,5 miliarda na przetwórstwo. Jakby ci ludzie nie wyprzedali wtedy majątku narodowego, byłoby teraz inaczej. Nie bylibyśmy tak upośledzeni, jeśli chodzi o handel surowcem z innymi krajami Unii. Sprzedawalibyśmy produkt przetworzony. My to odbudowujemy. To pytanie dotyczy polskiej wsi.

Przed nami kolejna odsłona sporu o ukraińskie zboże. 15 września kończy się zakaz eksportu ukraińskich produktów rolnych do pięciu krajów Unii, a Komisja Europejska nie daje na razie odpowiedzi czy zakaz przedłuży, czy nie.

- Zanim odpowiem, uzupełnię poprzednie pytanie w kontekście zarzutów do Zjednoczonej Prawicy o wyprzedaży ziemi. W 1993 roku była likwidacja PGR i nawet 29-letnie umowy dzierżaw, doprowadzenie do sytuacji, że to się odbija dziś czkawką. Oni zwalają na rząd Zjednoczonej Prawicy, że jakaś część ziemi jest sprzedawana podmiotom, które są wieloletnimi dzierżawcami. Oni już wtedy doprowadzali do wyprzedaży majątku. Co do Ukrainy i zakazu... Jasne jest nasze stanowisko. Jak Komisja zdecyduje inaczej, my będziemy stosować zakaz. Jesteśmy suwerennym państwem. Chcemy dobra naszych obywateli. Unia – działając w klinczu, czyli pokazując wsparcie dla Ukrainy… Oni poszli po rozum do głowy, wzorem Polski, która pięknie pomagała. Jednak Unia stara się wypychać Polskę i ją niszczyć. Polacy pomagali Ukrainie, powinny być środki na wsparcie wschodniej flanki w kontekście gospodarczym, militarnym, żywnościowym. Wielkie latyfundia ziemskie należące do Niemców, Holendrów i Francuzów na Ukrainie, chcieliby widzieć zboże w Polsce. Oni by chcieli polskie, lepsze zboże do siebie. To gra interesów. Jakby Putin wygrał z Niemcami i Francuzami, Ukraina by walczyła 3 dni i byśmy byli w innej rzeczywistości. Nadepnęliśmy na odcisk wielkim mocarstwom. Polska jest dziś w innym miejscu. Jest nowa rzeczywistość zbudowana z krajami anglosaskimi. My będziemy budować nową rzeczywistość w UE. Nie podoba się to Niemcom, którzy narzekają, że Polacy zbyt mocno się rozpychają gospodarczo w UE. Dużo przed nami, ale trzeba wygrać wybory, żeby wajcha nie poszła w drugą stronę. Nie możemy być podnóżkami Manfreda Webera i Władimira Putina. Donald Tusk by tego chciał. On tak postępował, budując narrację polityczną Polski.

Nie można jednak stawiać obok siebie szefa frakcji w Parlamencie Europejskim i Władimira Putina...

- Można stawiać obok siebie Tuska i Putina. Razem spacerowali po molo, decydowali o resecie i współpracy.

Panie pośle, jesteśmy w kampanii. Wszystko się dzieje w trybie wyborczym...

- Wtedy Putin był demokratą…

Które miejsca na tarnowskiej liście dostaną przedstawiciele Suwerennej Polski? Poza panem jest też poseł Piotr Sak.

- Jeśli chodzi o miejsca, to ujrzy światło dzienne wkrótce. Startujemy jako Zjednoczona Prawica. W poprzednich wyborach miałem 10 miejsce. 1 i 2 miejsce to dodatkowa atrakcja, ale jak walczymy o 6-7 mandatów, każdy ma na starcie 30% szans. Jest szansa na utrzymanie status quo. Będzie trudno. Zdobyliśmy tylko 2000 głosów na zakładkę, mając 7 mandatów, ale sam pamiętam, jak mówiłem o 7 mandatach, wszyscy się w głowę pukali. Przy szczęściu, pracy i przy naszych kandydatach… Mamy mocną i pracowitą listę. Do obrony jest 7 mandatów. Będzie trudno, ale możemy zrobić 6,5 mandatu. Jak szczęście dopisze i popracujemy, 7 jest możliwe. Zobaczymy, co zrobi elektorat mniejszych partii. Jak oni nie przekroczą progu, daje nam metoda D’Hondta handicap. Nie wiadomo czy Trzecia Droga przekroczy próg 8%, bo oni poszli w koalicji, czy Lewica… Wiele przed nami. Pamiętamy 2015 rok, kiedy Lewica nie przekroczyła progu i zdobyliśmy dodatkowe głosy. Ostatnio docisnęliśmy i udało się zdobyć 7 mandatów.

To może być 10 miejsce, a w pierwszej piątce będzie Piotr Sak?

- Nie wiem, jakie będą te miejsca. Ja się dostałem z 10. Jak będzie takie miejsce, popracuję, żeby budować pozycję Zjednoczonej Prawicy w terenie. Jest szansa na reelekcję.