Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Groźne, niezwykle skuteczne i relatywnie tanie. Dlaczego w polskim wojsku wciąż ich brakuje?

Są groźne, niezwykle skuteczne i relatywnie tanie. Stały się jednym z głównych bohaterów wojny za wschodnią granicą. Drony klasy mikro na Ukrainie są bronią powszechnie wykorzystywaną do rozpoznania, naprowadzania rakiet lub jako amunicja kamikaze. Siły Zbrojne RP sukcesywnie uzupełniają wyposażenie o bezzałogowce Fly Eye, BSP-U Gladius, amunicję krążącą Warmate. Jednak wciąż brakuje dronów klasy mikro, zmiany regulacji prawnych oraz zielonego światła do wykorzystania niewielkich urządzeń typu FPV w regularnych szkoleniach wojskowych.

fot. archiwum prywatne

Dowódca Sił Systemów Bezzałogowych ukraińskiej armii Wadym Sucharewski oszacował, że w tym roku Ukraina wyprodukuje ponad milion dronów FPV (przyp. red.- First Person View). Z kolei litewskie Ministerstwo Ochrony Kraju podpisało umowy na zakup dronów małej klasy produkcji łotewskiej firmy Edge Autonomy, samolotów rozpoznawczych klasy mini od estońskich producentów Threod Systems oraz dronów klasy mikro od litewskiej firmy Deftools. Według resortu dyplomacji, większość dronów zostanie dostarczona jesienią tego roku, reszta – na początku 2025. Z kolei, jak zapowiedział szef MON Władysław  Kosiniak-Kamysz, w najbliższych latach do polskiej armii trafi 400 zmodernizowanych zestawów FlyEye, czyli 1 600 bezzałogowców klasy mini opracowanych przez polską Grupę WB. Skorzystają z nich m.in. Wojska Obrony Terytorialnej. Zestawy obecnie pełnią funkcję rozpoznawczą. 

fpv-micro, dron bojowy, źródło: Telegram

fpv-micro, dron bojowy, źródło: Telegram

W wojsku polskim brakuje jednak  dronów klasy mikro, niewielkich urządzeń typu fpv o wadze nieprzekraczającej 5 kg.  Jak przyznają żołnierze, operatorzy  nieetatowych drużyn dronowych, brakuje nowych regulacji prawnych oraz zielonego światła  do wykorzystywania quadrocopterów w szkoleniach poligonowych. Operatorzy - pasjonaci z małopolskich jednostek podejmują oddolne inicjatywy i z własnych środków kupują niewielkie bezzałogowce na rynku cywilnym. Bacznie obserwują taktykę wojenną ukraińskich żołnierzy i sami opracowują strategie z użyciem dronów i nowoczesnych aplikacji. Drukują podzespoły i dzielą się doświadczeniem. Jedną z grup rozpoznawczo-uderzeniowych współtworzy kpt Adam Krzemiński, były żołnierz 16 Batalionu Powietrznodesantowego a obecnie żołnierz 10 Świętokrzyskiej Brygady Obrony Terytorialnej kpt. Adam Krzemiński oraz kpr. Tomasz Gadowski z 11 Małopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Z żołnierzami rozmawiała Joanna Gąska. 

Posłuchaj całej rozmowy z kapitanem Adamem Krzemińskim

Joanna Gąska: Szkoli pan żołnierzy wojsk powietrznodesantowych.

Kpt. Adam Krzemiński: Na poprzednim stanowisku, w 16 Batalionie Powietrznodesantowym byłem szefem sekcji drugiej i zawiązałem nieetatowy pluton rozpoznawczo-uderzeniowy. Pomysł narodził się z tego, że powstał konflikt na Ukrainie. Głównym priorytetem są drony rozpoznawcze uderzeniowe klasy mikro. Za zgodą dowódcy batalionu zawiązaliśmy pluton i zaczęliśmy się szkolić z rozpoznania obrazowego i uderzenia w cele wykryte do 7 km.

Powiedział pan podczas szkolenia, że przygotowujecie gotowe scenariusze i wytyczne dla żołnierzy, którzy są w plutonie uderzeniowym, żeby nie szukali na mapie, nie zastanawiali się, co mają robić. Tak to działa?

Tak. Konflikt na Ukrainie pokazał, że priorytetem są aplikacje militarne do pozycjonowania i planowania operacji. To przyspiesza możliwość i szybkość podjęcia decyzji, a także planowania na dalszych odległościach.

Dlaczego aplikacja ATAK (przyp. red. - Android Tactical Assault Kit)) jest tak skuteczna i czy da się ją sparować z każdym dronem?

Można ją sparować praktycznie z każdym dronem. Jeżeli dron nie posiada takiej możliwości, mogę za pomocą aplikacji ATAK przesłać obraz z drona do serwera i sztab dowództwa może widzieć obraz. Aplikacja pozycjonuje na bieżąco żołnierza, dodatkowo na aplikacji ATAK mamy wszystkie elementy dowodzenia, koordynacji działań. Możemy zaplanować swoje działanie zarówno dla wojsk rozpoznawczych jak i dla wojsk pancernych, zmechanizowanych, lekkiej piechoty czy pododdziałów szturmowych i wysłać cały plan walki bezpośrednio przez serwer do danego użytkownika. Planowanie i cały proces dowodzenia robimy na jednej aplikacji, wszystko wysyłamy w czasie rzeczywistym do bezpośredniego użytkownika, który ma te zadania wykonać.

Jaka to jest oszczędność czasu, gdyby pan porównał komunikację przez aplikację ATAK i analogowo?

Aplikacja ATAK umożliwia wysłanie informacji do pierwszorzutowych pododdziałów w jakieś 10 sekund. Za pośrednictwem analogowych środków łączności zajęłoby to co najmniej 10-15 minut.

Jak wygląda start takiego drona w sytuacji wojennej?

Wszystkie drony są zanonimizowane, czyli mają wyłączony GPS, dodatkowo mają wgrany swój system operacyjny, pozyskany przez Ukraińców od Rosjan, który przerobili na swoje potrzeby. Użytkownik, który wypuszcza drona jest niewykrywalny. Wypuszczamy drona z "łapki" bądź ze specjalnego statywu, wcześniej odchodzi 100 - 200 m od posterunku obserwacyjnego, żeby przeciwnik nie wykrył głównego punktu i stanowiska dowodzenia.

W warunkach cywilnych anonimizacja jest niezgodna z prawem, ale na wojnie zdarzają się takie sytuacje, żeby drony wzajemnie się nie tylko nie widziały i nie słyszały, ale nie mogły rozpoznać.

To prawda. Obecnie prawo nas ogranicza, mam nadzieję, że w przyszłości będziemy mieli więcej możliwości do działania, np. zakłócanie GPS-a samodzielnie małą zagłuszarką, którą można zamontować na drona, czy zrzucanie z dronów ładunków.

Co powinno się zdecydowanie zmienić, na podstawie pana doświadczeń i wiedzy?

Przede wszystkim zwiększenie świadomości dotyczącej konfliktu na Ukrainie ludności cywilnej - co może im grozić, na co się mają nastawiać, jak mogą pomóc z żołnierzom.

Jak powinien być zorganizowany pluton dronowy?

Powinny to być minimum dwie drużyny rozpoznawczo-uderzeniowe - 10 żołnierzy, po pięciu żołnierzy w każdej sekcji. Trzech żołnierzy do rozpoznania obrazowego i dwóch żołnierzy w tej sekcji do uderzeń amunicją krążącą. Jedna drużyna pracuje w dzień, zamieniają się przy zachodzie słońca i przechodzą na system termowizyjny.

Jakie pan widzi problemy, które należy rozwiązać przy wprowadzeniu małych dronów do masowej produkcji, ale do wykorzystania na współczesnym polu walki?

Jeżeli chodzi o ograniczenia w Polsce, to przede wszystkim produkcja masowa dla wojska, czyli to musi być schemat wykorzystany, zebrany z doświadczeń z Ukrainy. Mamy gotowy produkt, musimy go produkować. Dodatkowym ograniczeniem jest ich wprowadzenie. Jeden z wyższych przełożonych zgodził się, żeby drony FPV były w Wojskach Obrony Terytorialnej, ale w wojskach operacyjnych nie ma na to zgody.

Padła taka informacja, że nie każdy może zostać operatorem drona, nie każdy może też zostać nawigatorem i że takie osoby muszą mieć specjalne umiejętności. Widziałam, że panowie nakładają specjalnego gogle.

Na drona FPV trzeba poświęcić minimum 40 godzin na trenażerze, ponieważ on się sam nie stabilizuje. To jest jak z jazdą samochodem, jeżeli puścimy kierownicę to dron leci, gdzie chce. Co do nawigatora, on musi mieć bardzo obszerną wiedzę na temat rozpoznania obrazowego, czyli odnalezienia drona w terenie, jeżeli nie ma GPS-u. Musi cały czas analizować teren i przekazywać informacje do operatora drona.

Czy to prawda, że w roli operatorów dronów sprawdzają się ludzie, którzy grają na PlayStation i są dobrymi graczami gier wirtualnych?

Tak, zresztą patrząc na zasób cywilny, dużo teraz młodzieży gra i na pewno młodzi obywatele Polski, którzy sporo czasu poświęcają na tę rozrywkę, odnaleźliby się  jako operatorzy dronów FPV na współczesnym polu walki.

Posłuchaj całej rozmowy z kapralem Tomaszem Gadowskim

Pan powiedział, że czas zacząć traktować drony FPV jako amunicję, czy jako drony kamikaze, dlaczego?

Kpr. Tomasz Gadowski: Ponieważ ich koszt - w stosunku do możliwego uzyskanego efektu - sprawia, że można go potraktować jako efektor w całości, czyli zarówno środek nośny (dron), jak i ładunek.

Co oszczędzamy, jaka jest efektywność?

Koszt drona FPV jest wielokrotnie niższy niż jakiegokolwiek kierowanego pocisku. Można się zamknąć nawet w kwocie tysiąca złotych, natomiast wielkość przenoszonego ładunku oraz jego specyfika umożliwia uzyskanie potencjalnie bardzo dużych zniszczeń.

Jak daleko może taka mała FPV-ka polecieć, jakich zniszczeń może dokonać?

Wszystko zależy od dwóch czynników – po pierwsze technicznych, czyli jej wielkość, pojemność baterii, a po drugie od reagowania przeciwnika, wszelkiego rodzaju zakłóceń, które zaburzą transmisję między operatorem a dronem.

Czy to oznacza, że te systemy nie są wykrywane?

To jest główna zaleta FPV. Jest praktycznie niemożliwy do wykrycia, do zakłócenia.

Czy taki dron jest w stanie wlecieć w teren zabudowany, czy może naprowadzać ogień, na przykład w terenie zurbanizowanym albo w lesie, gdzie jest gęste poszycie?

Tak. W warunkach szkoleniowych realizowaliśmy takie scenariusze, lataliśmy nimi w budynkach, traktowaliśmy jako drony obserwacyjne i oczywiście w otwartym czy zalesionym terenie również były wykorzystywane.

Jaka jeszcze może być rola takich małych urządzeń na polu walki?

Mogą też być traktowane jako, nazwijmy to dość ogólnie, statki sojusznicze, czyli są wykorzystywane również do dostarczania materiałów, amunicji na pole walki, tam, gdzie możemy to zrobić bez narażania ludzi czy sprzętu.

Ukraińcy na polu walki wykorzystując drony, korzystają też z drukarek 3D, nawet drukując amunicję.

Tak, generalnie drukarki 3D są nieodzownym atrybutem przy dronach FPV ze względu na prostotę, szybkość, możliwości stworzenia zarówno podzespołów jak i improwizowanej amunicji przenoszonej właśnie przez drony FPV.

Autor:
Joanna Gąska

Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię