Zapis rozmowy Jacka Bańki z wojewodą małopolskim, Krzysztofem Janem Klęczarem.

Szef MON i jednocześnie prezes PSL nie wyklucza pomocy Ukrainie ws. mobilizacji. To oznaczać może w konsekwencji deportację mężczyzn zdolnych do walki. Wojewodowie otrzymali w tej sprawie jakieś wskazówki?

- Na teraz takich dyspozycji w stosunku do administracji rządowej w terenie nie było. Z pewnością, jak takie decyzje w MON zapadną, zostaną uzgodnione z MSZ i stroną ukraińską, wtedy pewnie instrukcję otrzymamy.

Biorąc pod uwagę liczbę obywateli Ukrainy w Krakowie, byłoby tutaj naturalne zaplecze uzupełnień.

- Zdecydowanie. Mamy pełną świadomość i wiedzę, ilu obywateli Ukrainy u nas przebywa. Musimy ich wspierać, budować relacje. Jak takie decyzje zapadną, jako administracja terenowa będziemy partnerem do rozmowy na ten temat.

Jakby to się mogło odbywać? Jaka mogłaby być rola wojewodów?

- Ciężko powiedzieć. To temat świeży i delikatny. To dotyczy ludzi. Naszym zadaniem na dziś jest wspierać obywateli Ukrainy. Taka jest strategia rządu. Jak zapadną decyzje, że mamy pomóc w dotarciu do obywateli Ukrainy, wykonamy to. Na teraz takich dyspozycji nie ma.

Trudno sobie wyobrazić deportacje...

- Deportacja to mocne słowo. Polacy inaczej rozumieją obowiązki obronne. Dla nas jest naturalne, że stajemy ponad podziałami dla ojczyzny. Myślę, że jak takie wezwania zapadną, drastycznych środków nie będzie trzeba.

Jutro kończy się kwalifikacja wojskowa dla podstawowego rocznika 2005. Jakie są wyniki?

- Analizując to rok do roku, mamy o blisko 10% wyższą skuteczność kwalifikacji. Ponad 90% osób zaproszonych już w centrach rekrutacji się pojawiło. Kwalifikacja to nie jest mobilizacja. U niektórych w obliczu wojny był strach. Jednak kwalifikacja to coś innego.

Jak to się w liczbach przedstawia? Były też brane pod uwagę Małopolanki z kompetencjami: farmaceutki, lekarki.

- Nie chcę wyjść przed szefa WKU, który to przedstawi, ale to blisko 17 tysięcy osób, które się stawiło do kwalifikacji. Z tego procesu jesteśmy zadowoleni.

Przed nami obchody 3 maja i Dzień Flagi. W tym roku będzie to jakoś połączone z 20-letnią obecnością Polski w UE?

- Trzeba przyznać, że 20 lat Polski w UW i 25 lat Polski w NATO to wyjątkowe rocznice. Wszystkie święta patriotyczne odbywają się w obliczu tych pięknych rocznic. Na pewno w wystąpieniach takie akcenty się pojawią. Organizujemy też ciekawy piknik europejski jutro. Mocno rocznicę wstąpienia Polski będziemy celebrować. Z konsulami, społecznościami państw UE będziemy chcieli świętować i pokazywać Małopolanom i gościom, że jesteśmy dumni z bycia w UE.

Na Błoniach będzie piknik?

- Nie. Na Małym Rynku. Zapraszamy między 15:00 a 18:00.

Dzień Flagi i 3 maja?

- Dzień Flagi – nie chcę wyjść przed szereg - ale jest koncepcja, że w klimatach wojskowych spotkamy się w jednym z pięknych miast Małopolski. 3 maja jako wojewoda mam zaszczyt organizować obchody w Krakowie. Będą pochody, pojazdy, jednostki reprezentacyjne, msza święta na Wawelu i wiele wydarzeń. Dziś będzie briefing prasowy w tej sprawie.

Wracając do 20 lat w UE, urzędy wojewódzkie coś przygotowują? Łatwo sobie wyobrazić, że byłby to element kampanii wyborczej.

- Staramy się mocno oddzielać kampanię od bieżącej działalności. Premier Tusk mocno to podkreślił. Ministrowie przed kampanią żegnają się ze stanowiskami. Kampania kampanią. Tak się zbiegło. Sama rocznica jest piękna. Wydarzeń i koncertów sporo już się odbyło, sporo też przed nami.

W pana ocenie jaka jest stawka tych wyborów europejskich?

- Wielka. Europa stoi na rozdrożu. Trzeba pokazać, że cywilizacja Zachodu, państw, które kochają pokój, jest silniejsza. Nie ma zgody na totalitaryzm, na odrodzenie się tego, co kiedyś doprowadziło do tragedii. Z tego miejsca apeluję: szanowni Polacy, idźcie do wyborów, oddajcie swoje głosy. Jesteśmy tym maratonem wyborczym zmęczeni. Pokazuje to spadająca frekwencja. Eurowybory są ostatnimi teraz. Jeszcze ten jeden raz prosimy o mobilizację w czerwcu.

Z nadzieją na te wybory spoglądają środowiska eurosceptyczne, że będą trzecią siłą w Europarlamencie.

- To przerażające. Jak słyszę pewne głosy… Jestem pokoleniem, które pamięta granice. Nie jest dla mnie oczywiste, że wsiadam w samochód i jadę przez Europę. Miałem nieprzyjemność mierzyć się przed wojną na granicy ukraińskiej i białoruskiej. Znamy różnicę. Naszej zgody na głoszenie haseł antyunijnych być nie może.

W okręgu małopolsko-świętokrzyskim Trzecia Droga ma jeden mandat do zdobycia. Dlaczego tak to państwo podzielili, że w tym okręgu będzie Adam Jarubas, a nie Róża Thun?

- To decyzja kierownictwa koalicjantów. Od lat współpracuję z prezesem Jarubasem. To wyjątkowy polityk i człowiek. Jest pracowity i ma osobowość. Jako szef małopolskiego PSL walczyłem, żeby Adam Jarubas otwierał listę. Zdradzę, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to.

Trudno odmówić tego wszystkiego, o czym pan mówi, Róży Thun.

- Trudno odmówić. Jednak jak jest dwójka mocnych zawodników na jedno miejsce, ktoś to otrzymuje. Jako Ludowiec cieszę się, że będzie to przedstawiciel PSL Adam Jarubas.

Jakie wnioski wyciąga Trzecia Droga z wyborów samorządowych? Niby w Sejmiku Małopolski są dwa dodatkowe mandaty Polski 2050, ale w skali kraju straciła połowę wyborców w odniesieniu do wyborów parlamentarnych.

- Ciężko jest porównywać wybory parlamentarne i samorządowe. Samorządowe są na ludzi. Zyskaliśmy 50% więcej radnych sejmikowych. To dobry sygnał. W wielu miejscach nasi przedstawiciele wygrali. Wójtowie, burmistrzowie, prezydenci... To potwierdza, że jesteśmy trzecią siłą w polityce. Stawiamy na dobrych gospodarzy. Te wybory były jednak dziwne. Wiele rozstrzygnięć było niespodziewanych. Wyborcy świadomie wybrali przedstawicieli. Do tego niska frekwencja też odegrała swoją rolę.

Tych niespodzianek sporo było w samej Małopolsce...

- Tak. Lubię się skupiać na pozytywach. W Łapanowie piękny wynik Patryk Paszkota, młodego Ludowca. Burmistrz Latocha w Brzesku świetny wynik już w I turze. Jest się z czego cieszyć.