Zapis rozmowy Jacka Bańki z wicewojewodą małopolskim, współprzewodniczącym małopolskiej Nowej Lewicy, Ryszardem Śmiałkiem.

Trzy mandaty w Parlamencie Europejskim dla Lewicy i poparcie przekraczające nieco 6%. Oto mamy Lewicę na miarę naszych możliwości?

- Na pewno nie. Stało się jednak tak. Zdecydowało kilka czynników. Nie była to najlepsza kampania do Parlamentu Europejskiego. Do tego trójskok wyborczy. Przez rok mieliśmy w Polsce ciągłą kampanię. Były wybory parlamentarne, samorządowe i europejskie. Pozytywów szukam w tym, że od wyborów samorządowych do europejskich nam nie spada, jak między parlamentarnymi a samorządowymi. To nie napawa jednak wielkim optymizmem. Przed nami wielka dyskusja i zlecenie badań. Trzeba znaleźć przyczynę, czemu w dużych miastach mamy 10-15% poparcia...

W Krakowie ponad 10%.

- Tak. 20 km za Krakowem mamy 2-3%. To wielkie wyzwanie. Wybory pokazują, że nie da się ich wygrać tylko przez aglomeracje. Wygrywa się ich w małych miasteczkach i na wsiach.

Powiedział pan o nie najlepszej kampanii, ale nie brakowało też opinii, że Lewica jako jedyne ugrupowanie przedstawiło program wyborczy na następną kadencję PE. Było tam mieszkalnictwo i inne rzeczy.

- Tak. Zawsze mamy dobry program. Program do wyborów parlamentarnych został przez niezależne środowiska medialne oceniony jako najlepszy. Scena polityczna się polaryzuje. Żyjemy na linii konfliktu PO-PiS. Media mówią o Obajtku, nieprawidłowościach. Unia nigdy się tym nie zajmie, poza zniesieniem immunitetu tym panom. Nie mówiło się, co w Unii można zrobić dla Polski. Przysłania to zawsze bieżąca polityka. Media chcą mówić o tym, co jest chodliwe.

W Krakowie Lewica jest tak silna, jak silna jest partia Razem?

- Nie. Popatrzmy globalnie. Gratuluję Dorocie Kolarskiej wyniku. 19 tysięcy w samym Krakowie dałby jej chyba drugi mandat poselski w wyborach parlamentarnych. Niebagatelna w tym rola posłanki Darii Gosek-Popiołek. Poza Krakowem, w świętokrzyskim – 2000 głosów. To przepaść. Jest wiele do dyskusji, do analizy. Czemu tak się stało? Taka dyskusja o lokalnych liderach musi być. Ktoś się pojawia na wybory i startuje, a to nie działa. W wyborach parlamentarnych i europejskich trzeba znać bieżącą politykę, pracować. To przynosi efekty.

Rozumiem, o czym pan mówi. Wybory do polskiego parlamentu. Pierwszy jest Maciej Gdula, za nim Daria Gosek-Popiołem z Razem i przeskakuje lidera. Wybory do PE – pierwszy jest minister Szejna z Nowej Lewicy, z tyłu Dorota Kolarska z partii Razem, która dystansuje ministra. Co się dzieje? Jakie wnioski pan wyciągnie?

- Takie, że minister Szejna był znakomitym europosłem, jest świetnie ocenianym wiceministrem spraw zagranicznych. Jednak z uwagi na swoje zaangażowanie… On jest co chwilę w delegacjach zagranicznych… To go pochłania. Trudno jest rywalizować z kimś, kto ma cały czas na dany okręg i prowadzenie kampanii. Fajne też happeningowe kwestie były. Podobał mi się pomysł Doroty Kolarskiej z przejechaniem rowerem ze świętokrzyskiego do Małopolski. To pewnie wiele głosów jej dało.

W sumie minister Szejna też mógł ze świętokrzyskiego, ale to rządowa limuzyna… Rozumiem...

- Pan z maratończykiem rozmawia. To mi jest bliskie.

Lewica chce teraz uciec do przodu, zaskakując koalicjantów, że oto osiągnięto z nimi porozumienie ws. związków partnerskich?

- My to od początku powtarzaliśmy. To od lat nasze hasło. Chcemy zalegalizować związki partnerskie. Żyjemy w XXI wieku. Można iść do notariusza, upoważnić osoby i sprawy się załatwi. To jednak przymus. Może być tak, że jest dwójka osób, kochają się, są ze sobą, jedna osoba ląduje w szpitalu i ta druga nie może się dowiedzieć o jej stanie. Tak samo kwestie spadkowe. Ludzie mieszkają lata ze sobą, ale nie mogą dziedziczyć, albo jest to obwarowane podatkiem od spadku. To trzeba pilnie unormować i otworzyć się na te prawa.

Choć sami koalicjanci są lekko zaskoczeni...

- Nie wiem, którzy. Pewnie PSL krzywo na to patrzy. KO i Polska 2050 rozumieją i popierają takie działania. Wierzę, że moi przyjaciele z PSL dojrzeją do tego i zrozumieją, że to nie jest wymierzone w żadną grupę społeczną.

Jest już zgoda między frakcjami Wiosna i Lewica w krakowskiej Nowej Lewicy? Chodzi o wiceprezydentkę Marię Klaman. Pan miał być wiceprezydentem, została nią Maria Klaman. Jest zgoda, czy nie?

- Zgoda między Lewicą zawsze była. Zdementuję fakty medialne. Maria Klaman nie jest kandydatką frakcji Wiosna. Współprzewodniczącym rady krakowskiej Nowej Lewicy jest Piotr Plebańczyk, który głosował z całą krakowską radą z rekomendacją dla mnie. Ja wycofałem swoją kandydaturę, pojawiły się inne kandydatki. To jest konflikt między kilkoma osobami związanymi z byłym posłem Maciejem Gdulą a całością Nowej Lewicy, w skład której wchodzi frakcja SLD i frakcja Wiosna. W krakowskiej radzie są przedstawiciele frakcji Wiosna, którzy nie popierali Marii Klaman.

Można się pogubić w tych frakcjach lewicowych...

- Tak. Ja patrzę na to… Miałem okazję przeglądać CV pani Marii Klaman. Nie podzielam zachwytów pana byłego posła Gduli. Ta pani nigdy przez miesiąc nie miała funkcji dyrektorskiej. Jedyny jej dorobek to funkcja kierownika referatu w urzędzie miasta w Sopocie. Po czynach nas poznacie... Zaprasza się wszystkich dyrektorów placówek oświatowych, kuratora oświaty na spotkanie i 15 minut przed się odwołuje spotkanie i na niego nie przychodzi. Jestem tym oburzony. Tak się postępuje, gdy nie ma się nic do powiedzenia.

Jakim przełomem może się okazać wyrok Sądu Najwyższego ws. lokowania masztów telefonii komórkowych, odrzucający skargę na lokalizację masztów na Sądecczyźnie.

- To sprawa, która się odbije szerokim echem. To zmienia sytuację. Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego nie będzie warunkował postawienia takich masztów. Nawet jak w gminie jest miejscowy plan, który zakładał, że masztów tam nie będzie, one na podstawie zgłoszenia chęci zainstalowania takiego masztu, powstaną. Drugi aspekt… Trzeba dołożyć do tego rozporządzenie ministra cyfryzacji. On zmienia zasady funkcjonowania masztów. Jest zmniejszony kąt nachylenia, odległość oddziaływania. Teraz w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim procedujemy kilkadziesiąt takich spraw związanych z masztami. Na bazie tych orzeczeń spodziewamy się, że one będą legalizowane. Będziemy to badali, analizowali pod względem kwestii formalno-prawnych. Jednak to liberalizuje to. Będzie łatwiej stawiać maszty niż do tej pory.

Samorząd nie będzie mógł planami miejscowymi blokować stawiania masztów?

- Niestety nie. Będzie to rozpatrywane w drodze przepisów prawa budowlanego i innych.

Ile takich spraw jest w Małopolsce?

- Mamy koło 20-30 spraw teraz w Urzędzie Wojewódzkim.

Jakie to rejony Małopolski?

- Wszystkie. Głównie Zakopane, tereny Wadowic i w kierunku wschodnim – Sądecczyzna. Wczoraj o tym rozmawialiśmy. Będziemy patrzyli na orzecznictwo i lokalizacje masztów. Może trzeba rzeczową akcję informacyjną zrobić, jakie to ma oddziaływanie. Źle się mówi o masztach. Każdy chce mieć telefon komórkowy, internet. Tego się nie da zrobić bez stawiania takich masztów. Zasięgi muszą być. Wypada porozmawiać, jakie jest realne zagrożenie dla ludzi z tym związane.