Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PiS, Ryszardem Terleckim.

Dyskusje o nowym ugrupowaniu Mateusza Morawieckiego, wspieranym przez Pałac Prezydencki, apele Patryka Jakiego o rozliczenia w PiS i publiczne kłótnie między Mariuszem Błaszczakiem i Mariuszem Mastalerkiem. Co się dzieje w Zjednoczonej dotąd Prawicy?

- Jest gorący okres. Są dwa powody. Jesteśmy po wyborach, które wygraliśmy, ale inni się dogadali przeciwko nam. Po drugie prawie natychmiast są kolejne wybory. Jest nerwowość. Nasi koalicjanci... Solidarna Polska, jest koalicjantem, a trochę nie jest. Oni są osobną partią, czy nie są? Chcą jednak być i jakoś to demonstrują. Jasne jest, że oni walczą, żeby kiedyś osiągnąć 5% w wyborach i samodzielnie działać. Na to się na razie nie zanosi, raczej przeciwnie. Stąd nerwowości nieodpowiedzialne i irytujące wyskoki. Patrzymy na to z przymrużeniem oka. Taka jest polityka, że mali i bardzo mali próbują zaistnieć w dużej polityce.

Jak się pan odniesie do doniesień o nowym ugrupowaniu, które miałoby powstać po wyborach europejskich? Na jego czele miałby stanąć były premier Morawiecki.

- To bajki na razie. Nie ma takich planów. Przed wyborami wymyśla się różne koncepcje, które po wyborach europejskich by miały nastąpić. Przed nami najważniejsza konfrontacja wyborcza, czyli wybór prezydenta za nieco więcej niż rok. Są próby po każdej stronie osłabiania i rozmontowywania przeciwnika. Na razie nic takiego nie grozi. Nie zanosi się, żeby coś miało nastąpić w rodzaju rozłamu w PiS.

Apele Patryka Jakiego nie osłabiają jego pozycji i będzie on dwójką na liście w wyborach do Parlamentu Europejskiego? Kolejność jest taka: Beata Szydło, Patryk Jaki, Arkadiusz Mularczyk, Dominik Tarczyński?

- Nie jest to ustalone. Nie ma takiej decyzji. Rozmowy będą po wyborach samorządowych. To pewne przymiarki, które nie obejmowały europosła Jakiego. Tu był przewidywany raczej Dolny Śląsk. To jasne, że nasza była premier będzie miała jedynkę w Małopolsce. Reszta jest do ustalenia. Mamy czas. Nie będzie to przed wyborami samorządowymi.

Pewni startu są Mariusz Kamiński, Jacek Kurski i Daniel Obajtek, zwłaszcza po ujawnianiu taśm?

- To są na razie nadzieje i ochota. Faktycznie o naszych dwóch posłach, którzy – zdaniem Hołowni – posłami nie są, się mówiło. Pozostałe kwestie? To do dogadania. Przyjdzie czas po wyborach samorządowych.

Taśmy nie osłabiają pozycji byłego prezesa Orlenu?

- Jeśli to się okaże autentyczne, jakimś osłabieniem z pewnością są.

Teraz wybory samorządowe i Sejmik Małopolski. Co zdecydowało, że teoretycznie najważniejszy samorządowiec, jakim jest marszałek Witold Kozłowski, będzie dopiero czwarty i to nie w swoim okręgu? Media były pełne doniesień o panów konflikcie.

- To nie był konflikt między nami, ale kwestia oceny funkcjonowania marszałka za jego kadencji. Kierownictwo partii źle to oceniło, z pewnymi wyjątkami. Była nawet decyzja, że marszałek nie będzie kandydował. To by było krzywdzące, stąd znalazł się na liście, ale nie na miejscu eksponowanym.

Jaka jest pana ocena ostatniej kadencji zarządu województwa?

- Były dobre czasy dla samorządu. Porządziliśmy bezpiecznie w Małopolsce, ale nie wykorzystano w pełni faktu władzy. Było to widać w kampanii. Urząd marszałkowski się nie sprawdzał.

Dopiero czwarty na liście też jest prezydencki minister Piotr Ćwik. Skąd taka decyzja?

- Początkowo był przymierzany w Krakowie. Sam zdecydował, jak mi się wydaje, że woli obwarzanek krakowski. Pan minister dawno zniknął z małopolskiej sceny politycznej. Pewnie będzie odbudowywał swoją pozycję.

Ostatnio przewodniczący małopolskiego Sejmiku Jan Duda, jednocześnie jedynka na krakowskiej liście do Sejmiku, mówił, że 8 lat rządów Prawicy trochę się znudziło. Dlaczego więc PiS stawia na twarze ostatnich 5 lat - Jana Dudę i Barbarę Nowak?

- Stawiamy na młodych, energicznych. Naszym kandydatem na prezydenta jest były wojewoda Łukasz Kmita. To młody, dobrze zapowiadający się poseł. On powalczy o prezydenturę. Na liście do Sejmiku jest były wicewojewoda Małodziński, także młody. On kandydował w Krakowie na senatora. To była misja beznadziejna, liczyliśmy się z tym. Do Rady Miasta kandyduje wielu młodych: Dawid Liszka, Agnieszka Paderewska, Jakub Dziedzic. To nowa ekipa, która rozrusza naszą politykę w mieście. Ojciec pana prezydenta, z racji szacunku, trudno było, żeby nie miał jedynki na liście.

Pomogą czy zaszkodzą w wyborach do Sejmiku dwie sprawy? Igrzyska Europejskie miały być lokomotywą wyborczą. Jak pan na to spogląda? Do tego jest wielka dyskusja z ostatniej kadencji samorządu w Małopolsce, czyli dyskusja o strefach wolnych od LGBT.

- Obie sprawy są przebrzmiałe. W kampanii nie będą miały znaczenia. O Igrzyskach mało kto pamięta. One się udały, ale medialnie nie spełniły oczekiwań. Spór o strefy już wygasł. Oczywiście Lewica będzie próbowała to podnosić, ale na tym straci. Oni to widzą. Szanse Lewicy w tych wyborach są skromne.

Jutro kolejny wielki protest rolników. Do Krakowa może wjechać nawet około 2000 ciągników. Narzędzia do zatrzymania rolników ma dziś tylko Bruksela? Komisja Europejska łagodzi zapisy Zielonego Ładu. Co może zatrzymać rolników?

- Decyzje rządu. Bruksela to jedno, ale Polska jest póki co suwerenna w części decyzji. Takie decyzje podejmował nasz rząd. Zatrzymaliśmy przewóz zboża przez granicę. Teraz takiej decyzji nie ma. Tusk jest słabszy pod tym względem, nie może się postawić. Będą to przeciągać w nadziei, że wiosenne prace polowe na tyle zajmą rolników, że przestaną protestować. Moim zdaniem nie przestaną. Ta sprawa będzie się tyle ciągnęła, że te idiotyczne pomysły z Brukseli zostaną powstrzymane. Na szczęście nie jest to tylko protest w Polsce, ale w całej Europie. Nawet establishment unijny zrozumie, że robi głupstwa.