Zapis rozmowy Anny Łoś z Tomaszem Terlikowskim

Anna Łoś: Popularny wśród księży archidiecezji krakowskiej zegar w telefonach komórkowych odlicza czas do emerytury krakowskiego metropolity Marka Jędraszewskiego. Czy pana książka wpisuje się w to odliczanie?

Tomasz Terlikowski: Z pewnością, ale nie napisałem jej dlatego, że arcybiskup przechodzi na emeryturę. Napisałem, ponieważ od lat przyglądam się jego posłudze.

Ale czy w innych okolicznościach zdecydowałby się pan na napisanie książki, która –  jeszcze nieczytana, wzbudza tak wielkie emocje?

-   Nie obawiam się metropolity krakowskiego, ponieważ podlegam metropolicie warszawskiemu, który też zresztą przechodzi na emeryturę. A podlegam jako osoba świecka, więc też niespecjalnie można mi cokolwiek zrobić.

W książce wykorzystuje pan wystąpienia publiczne Marka Jędraszewskiego, to na nich pan się opiera. Czy były jakieś próby nawiązania kontaktu z bohaterem?

- Wielokrotnie, także w czasie pisania tej książki, prosiłem o rozmowę. Tłumaczyłem, że piszę dużą i pełną sylwetkę; nie dostałem w ogóle żadnej odpowiedzi. W czasach, kiedy ksiądz arcybiskup nie miał powodów, żeby podejrzewać mnie o krytyczne nastawienie do niego (zaczynał dopiero swoją posługę w Archidiecezji Krakowskiej) też wielokrotnie prosiłem go o wywiady. Nigdy, podkreślam - nigdy, nie dostałem odpowiedzi. Zdarzało mi się chwalić arcybiskupa Jędraszewskiego i dostrzegać jego zalety, ale równocześnie pytałem o Poznań. Pytałem o tamten czas i to - jak rozumiem - oznaczało, że ze mną rozmawiać nie należy. Na ten temat arcybiskup nie wypowiada się w ogóle.

Po lekturze pana książki mam wrażenie, że w gruncie rzeczy Marek Jędraszewski jest postacią tragiczną.

- Z pewnością jest to człowiek o niezwykłej i błyskotliwej inteligencji, wspaniały wykładowca. Ludzie, którzy go znają z czasów poznańskich, tych pierwszych czasów poznańskich, tak właśnie o nim mówią. Wyróżniał się na tle tej szarości środowiska naukowego lat 80. Jędraszewski to kapłan głęboko wierzący i oddany Kościołowi, który w pewnym momencie swojego życia zderzył się jednak z systemem, z rzeczywistością instytucjonalną i korporacyjną. Musiał wybrać - czy ważniejsza dla niego jest filozofia Levinasa, której jest wybitnym znawcą (podziwiał go choćby ksiądz profesor Józef Tischner), czy ważniejsza dla jest twarz Innego (żeby posłużyć się tym Levinasowskim określeniem), a może jednak korporacja, instytucja i działanie wewnątrz niej.

Arcybiskup Jędraszewski nie jest cynikiem. Nie jest tak, że wybrał od razu i bez żadnej wewnętrznej dyskusji zdecydował się na obronę instytucji. Ale gdzieś na tej drodze, gdy wybierał początkowo słusznie (przynajmniej z mojej perspektywy), został złamany. Przekonano go, że Levinasa można wykładać nawet na katolickiej uczelni, ale kiedy próbuje się zastosować kategorie Levinasa do kryteriów władzy w kościele, to na to zgody już nie ma. Ksiądz arcybiskup jest człowiekiem zbyt inteligentnym i zbyt dobrze znającym etykę, żeby nie zdawać sobie sprawy, że w którymś momencie dał się złamać. Myślę, że dlatego nie chce o tym mówić. Również dlatego, że jest zbyt uczciwy, żeby na temat tamtych wydarzeń po prostu mówić nieprawdę.

Marek Jędraszewski wielokrotnie mówił o swoim trudnym i ubogim dzieciństwie, co jednak stoi w sprzeczności z ustalonymi przez pana faktami.

- Trzeba uczciwie powiedzieć, że była to rodzina inteligencka, która z pewnością - na tle ówczesnych rodzin - nie była biedna. Nie była to też rodzina „nomenklaturowa”, która żyła na wysokim poziomie dostępnym wysokim funkcjonariuszom partyjnym. Ojciec arcybiskupa był inżynierem, budowlańcem, pracował w różnych miejscach; mama była urzędniczką, ale poświęciła się wychowaniu dzieci. Pensja ojca musiała wystarczyć na utrzymanie rodziny. Pamiętajmy, że to były czasy, kiedy ogromna większość kobiet pracowała nie dlatego, że wszystkie bardzo chciały, taka była konieczność ekonomiczna. Duży wpływ na księdza arcybiskupa miała rodzina jego mamy - uczestnicy powstań wielkopolskich, żołnierze; bardzo poznański typ patriotyzmu. Niektórzy powiedzą, że endecki, bo rzeczywiście Poznań był miastem endeckim. To wpłynęło na księdza arcybiskupa z jednej strony, a z drugiej strony - głęboka religijność. Wiara była, i jest, bardzo istotna w życiu arcybiskupa. Tak ,jak istotny był też model wychowania, na „dobrego człowieka”.

Prymusa.

- W hagiograficznej opowieści o arcybiskupie Jędraszewskim, wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk, jej autorka wspomina, że arcybiskup miał dłuższe włosy. To były lata 70., Rzym, środowisko studenckie, trochę wolności (jakże różny świat od szarej rzeczywistości PRL-u). Kiedy Jan Paweł II zwrócił uwagę Jędraszewskiemu, że długie włosy niezbyt dobrze wyglądają, już następnego dnia ksiądz arcybiskup miał krótkie.

Kluczową rolę w biografii Marka Jędraszewskiego odgrywa arcybiskup Juliusz Petz. Mam wrażenie, że nie udało się panu jednak dotrzeć do prawdy o tym, co sprawiło, że  nagrodzony właśnie za świetną pracę o Levinasie erudyta, stał się obrońcą instytucji, potem łamiącym sumienia innych.

- Tak naprawdę całą tę historię składamy z puzzli. Można spróbować ją zrekonstruować, ale bez rozmowy z bohaterami, z głównym bohaterem, nie dojdziemy do prawdy. Pewne rzeczy jednak wiemy: ksiądz arcybiskup był bardzo zaprzyjaźniony z Juliuszem Petzem, jeszcze w czasach rzymskich.

Zrobił karierę dzięki niemu? Możemy tak powiedzieć?

- Tak. Był pierwszym wybranym za kadencji Petza biskupem pomocniczym. Kiedy Petz przychodził do Poznania, Jędraszewski witał go wielokolumnowym, entuzjastycznym  tekstem. Żeby oddać sprawiedliwość: znali się i przyjaźnili, Jędraszewski dziękował Petzowi za wspaniałą rzymską przygodę, ale kiedy przyszedł do niego rektor seminarium z niewielką grupą księży broniących kleryków, to stanął on po ich stronie. Pojechał do nuncjusza apostolskiego i zgłosił sprawę przeciwko swojemu przyjacielowi. Zachował się więc po Levinasowsku.

Potem wrócił i zaczął zbierać podpisy w obronie arcybiskupa Petza. I żeby jeszcze bardziej skomplikować ten obraz – później nie przyznaje się już do Petza.

Jest wygumkowany.

- Tak, jest wygumkowany.

Wizja Kościoła jako obleganej twierdzy - bo z tym nam się kojarzy metropolita krakowski - jest bliska jednak większości biskupów w polskim Episkopacie. Jędraszewski jest więc twarzą tego Kościoła?

- To nie jest prawda. Wystarczy przyjrzeć się innym metropolitom (tym, którzy nimi byli również) - są tacy, którzy myślą tak, jak Jędraszewski. Arcybiskup Andrzej Dzięga myśli pewnie bardzo podobnie.

Czyli jak? Jakiego Kościoła bronią ci hierarchowie?

- Takiego, jaki był, albo jakim był w marzeniach. Bronią Kościoła przed tym, co nadchodzi, budują twardą, dość zamkniętą grupę, która bardzo jasno określa wszystkie zjawiska, niekoniecznie je diagnozując, ale na pewno etykietując. I tu ksiądz arcybiskup był mistrzem - ideologia gender, ideologia singlizmu, ideologia ekologizmu.  Mimo że ksiądz arcybiskup ma absolutnie wszelkie możliwe dane, żeby wejść w realny dialog z tą drugą stroną, nie robi tego.

Odpowiadając jeszcze na pani pytanie, czy wszyscy hierarchowie są tacy sami: nie wszyscy. Jak przyjrzymy się uważnie, to przecież Kazimierz Nycz myśli inaczej, jego współpracownicy również. Damian Muskus ma inne zdanie, prymas. Mamy w Kościele różnorodność, ale obowiązuje zasada, że nie komentujemy się wzajemnie. Ostatnio arcybiskup Józef Kupny powiedział w „Przewodniku Katolickim”, że ludzie by chcieli polemizujących ze sobą hierarchów, a przecież biskupi „napominają się w cztery oczy”.

Efekt jest taki, że jeśli nie rozmawiają ze sobą publicznie, to twarzą Kościoła będzie ten, który mówi najmocniej i najbardziej przebija się przez tę „medialną magmę”. Dzięki inteligencji, swojemu modelowi komunikacji, to Marek Jędraszewski jest tą twarzą.

24 lipca arcybiskup Jędraszewski przechodzi na emeryturę. Co się zmieni, kiedy go zabraknie?

- Nie zabraknie,  nie ma takiego niebezpieczeństwa. Ksiądz arcybiskup będzie emerytem, co  przecież nie znaczy, że przestanie się wypowiadać, odprawiać mszę święte i pisać (z pewnością będzie pisał). Zaczęła pani od aplikacji na telefon, którą mają krakowscy księża, to niech ten wątek będzie klamrą. Kilkanaście czy też kilkadziesiąt dni temu rozpoczęła się wielka modlitwa o dobry wybór nowego metropolity. Otóż najistotniejsze z perspektywy przyszłości Kościoła nie jest to, co będzie robił ksiądz arcybiskup Marek Jędraszewski jako emeryt. Istotniejsze jest to, kto go zastąpi w Krakowie. Metropolia krakowska nie jest zresztą jedyną, w której będą zmiany. Będzie więc nowy metropolita warszawski, poznański, szczecińsko-kamieński.