Zapis rozmowy Rafała Nowaka-Bończy z posłanką KO, Urszulą Augustyn.

Zanim Sejm, przenieśmy się za ocean. Wymiana kandydata u Demokratów w USA przyniesie podobny skutek jak wymiana kandydata w polskich wyborach w 2020 roku?

- To nieporównywalne sytuacje. Wiem, kto używa takich porównań; to chybione. W USA sytuacja jest trudna. To, co się wydarzyło w ostatnich godzinach, daje nadzieję na większą frekwencję. Przy dwóch poprzednich kandydatach obywatele skarżyli się, że nie mają na kogo głosować. To była bardzo dobra kadencja Joe Bidena, ale zmiany są potrzebne. Jest nadzieja, że ci, którzy nie chcieli głosować na dwóch starszych panów, teraz będą mieli swoją kandydatkę. Oby rozwiązanie w USA było jak najlepsze dla Europy.

Nie wiemy, jak się skończą te wybory. Teraz się zmieniło tyle, że Demokraci nie oddają walkowerem fotela prezydenta. Trzeba się jednak liczyć z tym, że wygra Trump. Polski rząd jest na to gotowy? Są rozmowy z Republikanami?

- Kampania ma to do siebie, że w kilka godzin potrafi zmienić bieg wydarzeń. Było to widać w kampanii Trumpa i Demokratów. Rząd USA i rząd każdego państwa, musi rozumieć sytuację demokracji i współpracować z tym, z kim będzie trzeba. Dla nas idealnie by było, żeby kandydatka Demokratów mogła być szefową rządu w USA, prezydentką. Wszystko jednak zmienia się dynamicznie. W Europie też są zmiany. Każdy rząd musi pracować w takich warunkach, jakie stworzy demokracja.

Wracamy do kraju. Koalicja rządząca jest na skraju upadku?

- Dlaczego pan tak sądzi?

Roman Giertych, pani kolega z klubu, powiedział wczoraj: „Nie możemy doprowadzić do rozpadu obecnej koalicji, która pokłóciła się bardzo o tę sprawę”. Ta sprawa to aborcja.

- Koalicja nie pokłóciła się bardzo o aborcję. Są różne poglądy w koalicji, to jest demokracja.

Nie ja to powiedziałem, ale pani klubowy kolega.

- Dobrze. Staram się rozumieć. Rozumiem też, że każdej wypowiedzi nie będzie pan tak samo komentował, bo nie każda wypowiedź ma taką samą wagę. Roman Giertych ma swoje zdanie, kluczowe są jednak zdanie partii i ich przywódców. Jedna wypowiedź na dany temat nie jest wyrocznią. Koalicja powstała, bo obywatele tak rozłożyli głosy - jest tam miejsce na lewicowe i prawicowe poglądy, jest miejsce też w środku. Mądrością koalicji powinno być wypracowywanie takich rozwiązań, które pogodzą tych w centrum. Trzeba pozwolić szefom klubów działać.

Roman Giertych proponuje nowy kompromis i chce do niego namawiać PSL. Proponuje, żeby w przypadku aborcji do 12. tygodnia wprowadzić przepis, że pomocnictwo i podżeganie do tego przestępstwa jest ścigane wyłącznie na wniosek kobiety, która wcześniej dokonała aborcji. Dobry pomysł?

- Pomysł Romana Giertycha dobrze byłoby konsultować w klubie, nie w mediach. Wszystkie takie pomysły konsultowane przez media są wątpliwe. Lepiej jest dyskutować w klubie i szukać rozwiązań.

Wtedy nie mielibyśmy roboty...

- Rozumiem. Ale jeśli pan dziś ocenia sytuację w prawie aborcyjnym przez pryzmat jednej wypowiedzi członka klubu, który liczy kilkaset osób, to znaczy, że szukacie roboty nie tam, gdzie ona jest. W sprawie aborcji będą kolejne ustawy na stole. Sprawdzimy, jak kluby będą umiały rozmawiać. Prawa kobiet są bardzo ważne, zależy mi, żeby to był temat dyskusji. Tysiące innych rzeczy jednak też się dzieją w polityce.

Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier zapowiedział ustawę o wychowaniu patriotycznym. Pół roku po PiS będziemy mieli powrót do Historii i Teraźniejszości, ale w nowym wydaniu? Dobrze rozumiem?

- Nie wiem. Nie jestem przekonana, że ustawami należy regulować, czy dzieci się uczą, jak być Polakiem. Tego w szkole jest sporo. Polskiej edukacji potrzeba swobody dla nauczycieli, elastyczności. Mądrzej należy programować to, czego dzieci się uczą. W 2019 roku PO położyła na stole pomysł, żeby to nie politycy decydowali, czego dzieci się uczą w szkole.

Pani, a być może cała KO, tego pomysłu koalicjanta nie poprze?

- To pańskie słowa. Wokół tego, co dzieje się w szkole, warto dyskutować.

Program jest za duży. Bez dwóch zdań.

- Konieczna jest zmiana podstawy programowej. Mówimy, że odciążamy dzieci, ale nie politycy powinni to robić. Powinno być gremium praktyków, naukowców i także rodziców. Szukajmy rozwiązań. One są napisane. W tym kierunku idzie pani minister, żebyśmy w mądrych gremiach potrafili to uzgodnić. Tu się zgadzam z szefem PSL. Nie powinno być tak, że co nowy rząd, to od razu w szkole wywrotka. Musi być powołany jakiś instytut edukacji narodowej, który będzie złożony z fachowców. Oni ustalą - a to praca na lata – jak podstawa programowa ma wyglądać. Dziś dzieci uczą się wielu dobrych rzeczy, ale za wielu. Przeprogramowanie tego, to nie powinna być jedna ustawa. Musi być kompromis, żeby zbudować taki mechanizm, który sprawi, że podstawy programowe nie będą zmieniać się, jak rządy. Musi być baza. Polskiej szkole trzeba dać impuls, żeby ona odchudziła to, co robią dzieci i pokazała dobre kierunki.

Jeszcze jedna z niespełnionych obietnic Donalda Tuska na 100 dni rządu. Mieszkanie na start, czyli kredyt 0%. Minister rozwoju zapowiada, ze ustawa trafi do Sejmu po wakacjach. Wciąż nie wiemy, czy poprze to Lewica i Polska 2050. Będzie ten program?

- Program będzie na pewno. Może w szczegółach różnimy się w koalicji, ale program musi być. Mieszkań brakuje. Pan powie, że 100 konkretów nie zostało spełnionych. To prawda.

Patrzyłem na waszej stronie i tam cała strona jest na pomarańczowo. Spełnionych obietnic jest kilkanaście.

- Sukcesywnie to kładziemy na stole, dyskutujemy i głosujemy. Wiem, że nadużywam cierpliwości słuchaczy, ale te projekty się pojawiają. Nie powinno być zaskoczenia, gdy się przejmuje władzę, ale tak było. Poziom destrukcji państwa przerósł nasze oczekiwania. Pewne rzeczy trzeba robić błyskawicznie, konkrety będą realizowane.

Niepokoją się ekonomiści. Oni mówią, że ta ustawa może doprowadzić do kolejnego skoku cen nieruchomości. Wtedy, zamiast pomagać młodym ludziom, pomogą państwo tylko deweloperom.

- Gdy PO i PSL rządzili przez 8 lat, były dwa duże programy. One były tak negocjowane, żeby ceny mieszkań nie wzrastały. Może być program prorozwojowy, który zaproponuje nowe nieruchomości, ale będzie to budowane na zasadach, gdzie są uzgodnienia z bankami, deweloperami i ludźmi. Trzeba stawiać granice. Dwa programy się sprawdziły. Teraz też tego nie zaniedbamy. Można dać widełki. Deweloperzy, gospodarka i obywatele mogą być zadowoleni.