Gratulacje za zdobycie tegorocznej „Blues Music Award” dla najlepszego debiutanta. Jak wspominasz galę w Memphis?

To była moja pierwsza w życiu nominacja do tej nagrody. Byłem więc podekscytowany i zaniepokojony zarazem, jak to wszystko będzie wyglądało. Sam moment, w którym odbierałem laur... to było coś wspaniałego, również dla mojego zespołu. Od kilku lat gramy w tym samym składzie, wspieramy się nawzajem.

 

Pamiętasz swoją pierwszą gitarę?

Czarno – biały Squire Stratocaster. O ile się nie mylę, dostałem ją na Boże Narodzenie, kiedy byłem jeszcze dzieciakiem. Do dzisiaj mam ten instrument (śmiech).

 

Jako swojego pierwszego idola wskazujesz Jimiego Hendrixa. Pierwszym jego utworem, którego nauczyłeś się grać, był...

Wydaje mi się, że „Castles Made of Sand”. Ale nie postrzegałem Hendrixa w taki sposób, w jaki czyni to większość osób. Bardziej interesowało mnie to, skąd on czerpał inspiracje dla swoich kompozycji. Zagłębiając się w jego biografię, odkryłem że sporo zawdzięczał muzyce bluesowej, artystom takim jak: Muddy Waters, Buddy Guy, czy Elmore James... W ten sposób również dotarłem do bluesowej klasyki.

 

Dziś dziennikarze nieraz porównują twoją grę do Buddy Guy'a....

Takie opinie strasznie mi schlebiają. Nie jest moim celem kopiowanie jego stylu, po prostu jestem wielkim fanem jego gry i gdzieś pewne rzeczy podświadomie przemycam do swoich utworów.

 

Ważną rolę w Twojej muzycznej edukacji odegrał Sonny Rhodes.

Po raz pierwszy spotkałem go, kiedy skończyłem szkołę średnią. Jeden z kumpli opowiadał mi, że jego sąsiad gra w bluesowej kapeli i koncertuje nie tylko w USA. Okazało się, że to Sonny Rhodes. Poprosiłem kumpla, żeby mnie przedstawił swojemu sąsiadowi, a po miesiącu już występowaliśmy razem w USA i Kanadzie. Pokazał mi co to znaczy podróżować z koncertami i grać bluesa oraz w jaki sposób prowadzić własny zespół. To była owocna lekcja!

 

Jesteś nie tylko utalentowanym muzykiem, ale możesz pochwalić się również dyplomem wyższej uczelni...

Zawsze traktowałem muzykę jako swoją pasję, jako zajęcie, które chciałbym robić na co dzień. Ale przecież każdy z nas ma codzienne rachunki do opłacenia i dobrze mieć coś jeszcze w zanadrzu. Poza tym studia pomogły mi także w prowadzeniu zespołu i w poruszaniu się w muzycznym biznesie. Myślę, że wiem co należy robić, a czego warto unikać. 

 

Sukces w International Blues Challenge możemy uznać za punkt zwrotny Twojej kariery.

Zdecydowanie. Wcześniej koncertowaliśmy głównie na Florydzie, z rzadka trafiał się jakiś większy festiwal poza tym stanem. Po zwycięstwie w International Blues Challenge, ludzie zaczęli zwracać na nas baczniejszą uwagę. Rozwinęliśmy skrzydła, praktycznie od tamtego czasu ciągle jesteśmy w trasie.

 

Dzięki IBC poznałeś również Bruce'a Iglauera, szefa legendarnej wytwórni Alligator, co zresztą zaowocowało kontraktem płytowym. 

Poznałem go tam w 2012 roku kiedy po raz pierwszy brałem udział w IBC, dałem mu do posłuchania swoje nagrania. Miał bardzo szczere, nieraz krytyczne podejście do mojej twórczości, takie podejście z jego strony bardzo mi się podobało i motywowało do pracy. Wybrał pięć utworów, które szczególnie przypadły mu do gustu, zapytał czy mam coś jeszcze. Przez kolejnych osiem miesięcy pisałem i dopracowywałem następnych siedem kawałków, które złożyły się na płytę „Don't Call No Ambulance”. W sumie praca nad tym wydawnictwem pochłonęła 18 miesięcy. Tym bardziej cieszę się, że album spotkał się z tak dobrym przyjęciem. 

 

Don't Call No Ambulance” nie jest ortodoksyjną płytą bluesową...

Lubię różne gatunki muzyczne. Zaczynałem od bluesa, jednak nie należę do artystów, którzy cały czas brzmią tak samo i kurczowo trzymają się jednej stylistyki. Kiedy piszę własne utwory, staram się znaleźć własne brzmienie, próbować sił w różnorodnych gatunkach.

 

Bruce Iglauer mówił Ci coś o festiwalu Rawa Blues?

Wspominał, że to wspaniała impreza. Oglądałem też koncerty amerykańskich wykonawców z poprzednich lat. Strasznie się cieszę, że będę mógł zagrać na tym festiwalu. Poznawanie nowych miejsc, odkrywanie jak żyją inni ludzie, w jakim języku mówią, jakie potrawy jedzą -  to jedna z najfajniejszych rzeczy związanych z koncertowaniem. 

 

W Polsce amerykański blues kojarzony jest głównie z Chicago. W jakiej kondycji jest scena bluesowa na Florydzie?

Ma się naprawdę świetnie. Funkcjonuje tutaj mnóstwo klubów, organizowanych jest wiele festiwali. To świetne miejsce na zorganizowanie trasy koncertowej. Możesz zrobić dwutygodniową trasę po Florydzie i na pewno nie zagrasz dwa razy w tym samym miejscu. Naprawdę świetna scena.

 

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w katowickim „Spodku”!

 

 

Rawa Blues Festival to największy bluesowy festiwal na świecie organizowany w zamkniętym pomieszczeniu. Został uhonorowany nagrodą "Keeping The Blues Alive", przyznawaną przez międzynarodowe stowarzyszenie The Blues Foundation.

Zagranicznymi gwiazdami tegorocznej edycji będą: Elvin Bishop Band (potrójny laureat Blues Music Awards 2015), Bettye LaVette, Jarekus Singleton oraz Selwyn Birchwood (także laureat Blues Music Awards, autor najlepszej bluesowej płyty w gronie artystów młodego pokolenia).

Najświeższe informacje o 35 edycji imprezy można znaleźć na oficjalnej stronie www.rawablues.com oraz fanpage'u na Facebooku. Bilety na festiwal dostępne są w sieci Ticketpro.